Tytuł serii – „Penderecki conducts Penderecki" – wyjaśnia wszystko. Wprawdzie płyt z nagraniami utworów Pendereckiego ukazało się już wiele, trzy z nich zdobyły nagrody Grammy, ale to nazwisko nieustannie przyciąga. Gdy bowiem kilka lat temu kompozytor nagrał dla firmy DUX komplet swoich symfonii z orkiestrą Sinfonia Iuventus, to spotkały się z dużym zainteresowaniem w świecie. Znacznie większym niż w kraju.
Nowa seria z nazwiskiem Pendereckiego jako kompozytora i dyrygenta to także efekt kontraktu Warnera z Filharmonią Narodową. A płyta, która właśnie trafiła na rynek, jest tym bardziej atrakcyjna, że zawiera fonograficzną premierę jednego z nowszych utworów – „Dies illa". Powstał z okazji setnej rocznicy wybuchu I wojny światowej, po raz pierwszy wykonano go w listopadzie 2014 r. w Brukseli.
„Dies illa" trwa zaledwie pół godziny, ale wpisuje się w ciąg słynnych, wielkich dzieł oratoryjnych Pendereckiego. Tym razem kompozytor wykorzystał fragmenty średniowiecznej liturgii mszy żałobnej i jest to utwór twórcy, który nie szuka już nowych muzycznych dróg. Podąża tą, która dawno wytyczył, sięga do tradycji, ale potrafi wyrazić emocje współczesnego człowieka. Dlatego „Dies illa" słucha się w skupieniu.
Penderecki rzadko decyduje się tu na orkiestrowe tutti, raczej eksponuje brzmienie grup instrumentów. Frapująca jest partia chóru, który na przemian dramatycznie skanduje, wręcz krzyczy, lub śpiewa z archaiczną prostotą, podkreślając surowość tekstu. Trójka solistów (sopran, mezzosopran i bas) wysuwa się na plan pierwszy w finałowej „Lacrimosie".
Swój nowy utwór kompozytor skonfrontował z „Psalmami Dawida" z 1958 r., a więc powstałymi u progu kariery. To zestawienie pokazuje, że Penderecki, choć był wówczas zafascynowany awangardą, nie odrzucał tradycji. Zapewne dlatego dziś „Psalmy" brzmią nadal szlachetnie. Uzupełnieniem albumu są zaś dwa hymny z 1997 r. – do św. Wojciecha (skomponowany z okazji tysiąclecia Gdańska) oraz do św. Daniłła (na 850-lecie Moskwy).