Najbardziej spójne widowisko przygotowała Florence and the Machine, która zaprezentowała głównie piosenki z najnowszej płyty „How Big, How Blue, How Beautiful". Prerafaelitańska uroda wokalistki nie jest ważniejsza od jej mezzosopranu obliczanego na więcej niż trzy oktawy. A gdy wirowała w dziewczęcych piruetach, przed sceną stało wiele tysięcy młodych ludzi z wiankami na głowach, które są znakiem rozpoznawczym Florence. Nie przeszkodził jej nawet niebezpieczny upadek. Otwarcie żartowała z siebie, mówiąc: „Nawet nie jestem pijana!". Była pijana, ale ze szczęścia. Tak jak jej fani. 300 tysięcy dolarów, jakie trzeba zapłacić za Florence i jej zespół, to znakomita inwestycja w sukces każdej imprezy.
Gwiazdą trzeciego dnia był raper Wiz Khalifa. Przyjechał w rok po Drake'u i trzeba odnotować, że w 2015 roku oglądaliśmy artystę, który dzięki premierze płyty „Views" wyrasta na postać nr 1 w światowej fonografii. Sprzedał już 2 miliony albumów. Wiz Khalifa nie jest jeszcze tak utytułowany, ale już może kosztować około 300 tysięcy dolarów. Najważniejsze jest to, że Polacy znają nie tylko jego wielki hit „See You Again", a podczas gdyńskiego występu były momenty tak magiczne, jak ten, gdy to polscy fani intonowali piosenkę, a raper się do nich przyłączał.
Sobotni wieczór, pomimo obaw przed monsunową wręcz burzą, uświetnił Pharrell Williams nałogowy kompozytor hitów, wśród których jest m.in. „Happy" czy nieśmiertelne „Get Lucky". Każdy chce go mieć na sobotnim party, które może kosztować około 200 tysięcy dolarów. I być z tego powodu szczęśliwym.
Festiwal uświetnili również indie-rockowa PJ Harvey, której widownia nie mieściła się w namiocie na 15 tysięcy fanów, Sigur Ros oraz reaktywowany electro-punkowy LCD Soundsystem. Podobną publicznością co PJ Harvey, choć zaczynał po północy, mógł się cieszyć Dawid Podsiadło. Maria Peszek miała trudniej, bo śpiewała o podzielonej Polsce, akurat gdy połączyła ją narodowa reprezentacja, a największym hitem wieczoru był właśnie odśpiewany chóralnie Mazurek Dąbrowskiego.
Misja kulturotwórcza
Open'er swoje 15-lecie świętował w gronie najważniejszych europejskich festiwali, które mają frekwencję w przedziale 50–80 tysięcy osób dziennie, a do których należą tak zasłużone i prestiżowe imprezy jak niemiecki Rock Am Ring (80 tysięcy fanów) i belgijski Werchter (85 tysięcy fanów). Są też wyzwania na przyszłość. Można próbować doścignąć działający od 1971 roku duński Roskilde Festival (130 tysięcy fanów dziennie). Brytyjski Glastonbury Festival z dzienną frekwencją 180 tysięcy fanów jest chyba poza zasięgiem wszystkich. Na Woodstock Jerzego Owsiaka przyjeżdża kilkaset tysięcy ludzi, ale jest to festiwal niebiletowany.
Open'er ma tak samo atrakcyjny program jak najważniejsze europejskie festiwale, ale wyróżniają go misyjne ambicje. Na żadnej poprockowej imprezie nie można obejrzeć ambitnych spektakli, jakie goszczą w Gdyni. Tym razem była to „Samotność pól bawełnianych" Radosława Rychcika z teatru w Kielcach oraz „Ewelina płacze" Anny Karasińskiej z TR Warszawa. Działało Muzeum zorganizowane z Muzeum Sztuki Nowoczesnej, w którym można było zobaczyć wystawą o kulturze techno, a dziś to już klasyka.