Rzeczpospolita: W środę na warszawskich Powązkach odbyły się uroczystości pogrzebowe Olgi Sipowicz. Na czym polegał fenomen Kory?
Hirek Wrona: Była synonimem wolności, kobietą niezależną. Może nie nagrywała patriotycznych piosenek, ale w jej tekstach szeroko pojęta wolność przebija się na każdym kroku. Ludzie to czuli i wiedzieli, że ona nie oszukuje. Miała w sobie olbrzymie pokłady empatii, wrażliwości, zarówno artystycznej, jak i zwykłej, ludzkiej.
Miała też niebywałą charyzmę.
Tak, a przy tym nie znosiła głupoty. Rozmowa z nią była dla dziennikarzy dużym wyzwaniem. Za każdym razem, gdy miałem przeprowadzić z nią wywiad, nawet krótki, starannie się do niego przygotowywałem. Dla mojego pokolenia Kora jest jedną z najważniejszych postaci. Słuchając jej przepięknych tekstów o miłości, człowieku, przyrodzie, możemy się przekonać, jak ona potrafiła dostrzegać piękno, które my nie zawsze widzieliśmy, bo gdzieś w naszym codziennym pędzie się zatracamy i to piękno dnia codziennego nam umyka.
Trafiła na okres w historii, kiedy muzyka była dla Polaków szczególnie ważna.