Przeciętnie 240 nocy w roku spędza w hotelach. Projektowaniem zajmuje się przede wszystkim w samolotach, bo tylko wtedy może być sam. Jego nowojorskie biuro i mieszkanie to buzujące laboratorium. Karim Rashid ma klientów na pięciu kontynentach, jeździ na odczyty i wykłady, ceremonie i festiwale, takie jak szczecińskie inSPIRACJE. Działa jako jednoosobowa instytucja promującą design.
„Jestem człowiekiem z misją – mówi. – Dobre wzornictwo może ulepszyć świat”. Ma wielkie ego, proporcjonalne do rozmiarów sukcesu. Zaprojektował ponad 2 tysiące przedmiotów i obiektów, które cieszą się powodzeniem w najodleglejszych zakątkach. Sprzedaje swe pomysły w milionach egzemplarzy. W przeciwieństwie do wielu renomowanych designerów nie prowadzi działalności elitarnej. Cieszy go masowa skala – rzeczy, które stworzył, dosłownie wypełniają i zmieniają rzeczywistość.
Ma w sobie coś z superbohatera – wierzy, że jego wyobraźnia uratuje ludzi przed wszechobecną brzydotą i kiepskim wzornictwem, które jego zdaniem zatruwa nam życie. Powtarza, że jego metr dziewięćdziesiąt wzrostu to przekleństwo
– ciągle uderza w coś głową, nie mieści się, o coś obija. Nie znosi ostrych krawędzi, niewygodnych zagłówków, aparatów telefonicznych, których słuchawki nigdy nie pasują idealnie do ucha. Mierzy postęp poziomem komfortu, jaki odczuwamy na co dzień, i jest surowy wobec osiągnięć cywilizacyjnych. To radykał, który uwielbia materializować swoje wizje. Marzyciel, który z determinacją pracoholika stara się pchnąć świat naprzód z posad konformizmu i bylejakości.
[srodtytul]Wszechobecny styl[/srodtytul]