Ciało w architekturze

Czy nasze domy będą bardziej sexy? O współczesnych projektach, które chce się nie tylko oglądać, ale też wąchać i dotykać, Mai Mozdze-Góreckiej opowiada Lidia Klein, historyk sztuki

Publikacja: 05.03.2010 00:01

Monesthetic Shrine, proj. Yousefa al Mehdariego

Monesthetic Shrine, proj. Yousefa al Mehdariego

Foto: Rzeczpospolita

[b]Rz: Co wspólnego mogą mieć ciepłe ciało i zimna architektura?[/b]

[b]Lidia Klein:[/b] Wbrew pozorom wiele i to nie tylko współcześnie. Witruwiusz, pierwszy teoretyk architektury, wyprowadzał proporcje budynku z proporcji męskiego ciała – na przykład długości jego rąk, odległości między głową a pępkiem. Te związki sięgają więc samych początków architektury i długo są jedną z jej podstaw. Dwudziestowiecznym odpowiednikiem człowieka witruwiańskiego jest tzw. Modulor Le Corbusiera. Te koncepcje oczywiście się różnią. Ale zasadnicza idea jest ta sama: ciało jest podstawą dla architektury. Choć – na co warto zwrócić uwagę – w obu przypadkach są to ciała wyidealizowane, wymyślone. Żadne nigdy nie istniało poza sferą wyobraźni.

[b]Coś, co nie istnieje, to chyba słaby fundament dla architekta?[/b]

Dostrzeżono to w zasadzie dopiero w latach 80. XX w. Architekt Peter Eisenman pisał wtedy, że przez całe stulecia architektura opierała się na różnych fikcjach.

Jedną z nich było właśnie wyprowadzanie architektury od ludzkiego ciała.

Dla Eisenmana taka architektura jest wyrazem błędnego, antropocentrycznego spojrzenia na świat. Swój osąd ściśle przekłada na praktykę architektoniczną: jego projekty są świadomie nieprzyjazne i niefunkcjonalne. Np. w jego budynku Wexner Center trudno się poruszać. Półki w bibliotece są tak zrobione, że nie wszystkie formaty książek do nich pasują. Ściany są nierówne. Błędnik odmawia współpracy.

[b]Ale dziś znowu mamy sporo ciała w architekturze. Taką cielesność, bardzo dosłowną, widać na przykład w projektach Yousefa al Mehdariego. Są tu bicepsy mężczyzn, pośladki i piersi kobiet.[/b]

To bardzo efektowny projekt. Działa na wyobraźnię. Przypomina mi wrota piekieł Rodina, które też są pełne skłębionych ciał. Takie ornamentalne traktowanie architektury nie jest zjawiskiem nowym. Sięga secesji, choć zamiast typowych dla tego stylu roślin dekoracją są ludzkie ciała. Wykorzystano je jednak wyłącznie jako ozdobę. Są jakby doklejone do budynku.

[b]Ludzie wyglądają tu jakby uciekali przed katastrofą. Takie mroczne motywy są dziś bardzo częste. Np. powraca motyw kości, zwierzęcych czy ludzkich. Tobias Klein zaprojektował z nich kaplicę.[/b]

To z kolei jest taki współczesny Gaudi, tylko przy użyciu programów do projektowania w trzech wymiarach. Przecież kolumny w Sagrada Familia też są wzorowane na układzie kostnym. Z tego punktu widzenia te projekty nie wnoszą nic nowego. Ciekawszym, bo więcej mówiącym o zmianach zachodzących w naszej kulturze, jest również inspirowany kośćmi projekt krzesła Jorisa Laarmana. Inspiracja podobna, ale jej charakter zupełnie inny. Laarman określił miejsca największego nacisku i na tej podstawie wygenerował podpory – nogi i oparcia krzesła. Tak jak w ludzkim szkielecie wszystko ma tu optymalny kształt.

[b]Jeśli chodzi o krzesła, to Fabbio Novembre bardzo plastycznie nawiązał do jednej z części ludzkiego ciała.[/b]

U Novembre mamy bezpośrednią zmysłowość i świadomy kicz. Projekt Laarmana jest bardziej naukowy. U Laarmana forma ma być taka, jaką mogłaby stworzyć natura. A u Novembre mamy jedynie elementy pożyczone od natury – konkretnie od jakiejś modelki o kształtnych pośladkach. To inne myślenie.

[b]Na czym polega różnica?[/b]

Jest dziś silna grupa architektów, którzy szukają inspiracji w biologii. Ich interesują żywe ciała: ludzi, zwierząt czy roślin. Żywe, czyli takie, które rosną i się odżywiają, zachodzą w nich procesy biologiczne. Architektura chce te procesy naśladować. Są też tacy, którzy inspirują się nie procesami, ale formami naturalnymi. I na przykład projektują budynki, które swoim kształtem przypominają rośliny.

[b]Co to znaczy, że architektura chce naśladować procesy biologiczne?[/b]

Często podejmowane są zwłaszcza próby imitowania procesów wzrostu. Jednym z ważniejszych przedstawicieli tego nurtu w architekturze jest Greg Lynn. Lynn poszukuje form, które mogłaby stworzyć sama natura. Taki jest m.in. jego Dom Embriologiczny. Architekt wybiera formę wyjściową o dowolnym kształcie, np. zwykłej kulki. Następnie, dzięki użyciu programu komputerowego, modyfikuje ją w zależności od potrzeb użytkownika czy uwarunkowań terenu. Można więc powiedzieć, że te domy w pewien sposób rosną, adaptując się do otoczenia. Lynn uważa, że mogłyby one rozwiązać problemy mieszkaniowe w USA. Bo są zindywidualizowane, ale jednocześnie możliwa jest ich seryjna produkcja. Chociaż trudno sobie wyobrazić mieszczańską rodzinę w Stanach, która zamawia Dom Embriologiczny.

[b]Przypominają muszelki. Mają bardzo zmysłową formę.[/b]

Na tę zmysłowość architekci i teoretycy tego nurtu często kładą duży nacisk. Jedna z pierwszych książek na ten temat miała tytuł „Nowe macice” (New Wombs). To sugeruje, że architektura ma stworzyć wnętrza, w których będziemy się czuć równie ciepło i bezpiecznie jak w łonie matki.

[b]Mówi pani, że ten dom naśladuje procesy wzrostu. Czy to znaczy, że mógłby rosnąć, np. gdy rodzina się powiększa?[/b]

Nie. I za to jest często krytykowany. Z rozwojem biologicznym ma coś wspólnego tylko na etapie projektowania. Potem musi przyjąć jakąś skończoną postać. Jednak są architekci, którzy idą dalej: chcą, by ich budynki naśladowały biologiczne procesy rozwojowe, by same w sobie były ciałem. Takie formy tworzy np. Zbigniew Oksiuta. Chce, by rosły i miały zdolność replikowania się. Jego architektura ma mieć zapach, smak i być jadalna – a więc również bardzo zmysłowa.

[b]Błony komórkowe zamiast ścian? Brzmi lepko.[/b]

Materiałem są tu polimery roślinne i zwierzęce, celuloza i kolagen, które rozdmuchuje się jak balony. Na razie Oksiuta tworzy tylko pojedyncze egzemplarze, które nie mogą się rozmnażać. Ale, jego zdaniem, z pomocą genetyki będzie to możliwe. Architekt jest więc tu kimś, kto nie ogranicza się do projektowania budynków: chce stworzyć nową, drugą naturę.

[b]I zamiast maszyny do mieszkania, jak Corbusier, projektuje komórki do wynajęcia. Ale na razie dostępne chyba tylko w muzeach.[/b]

Oksiuta sam nazywa obecny etap swoich prac badaniami laboratoryjnymi. Ale opisuje swoje projekty jako habitat przyszłości. Czyli według niego kiedyś będą mogły stać się naszym architektoniczno-naturalnym otoczeniem. Zresztą na razie większość projektów inspirowanych biologią nie wychodzi z komputera. I za to są krytykowane. Że nie da się ich zbudować albo że byłoby to bardzo kosztowne.

[b]Czy coś już zbudowano?[/b]

Na przykład Pawilon wody słodkiej i słonej Kasa Oosterhuisa i Larsa Spuybroeka. To interaktywne muzeum na holenderskiej wyspie Neeltje Jans. W jego wnętrzu przepływa woda, prawdziwa i wirtualna. Jak płyny organiczne. Nie możemy odróżnić, co jest realne, a co jest tylko projekcją.

[b]Tam całe wnętrze się porusza, prawda?[/b]

Rzeczywiście, ten budynek może się kurczyć i rozszerzać, w zależności od warunków, które panują na zewnątrz. Ma też specjalne czujniki, dzięki którym reaguje na to, co robimy.

[b]Jak w horrorze...[/b]

Myślę, że obiekcje, jakie ludzie mają wobec tej architektury, po części biorą się właśnie z takich skojarzeń. Z naszych doświadczeń wynika, że domy ożywają tylko w powieściach i w filmach grozy. Jest np. taki film klasy B „Niektóre domy rodzą się złe”. Opowiada o gotyckim zamku, do którego sprowadza się grupa psychologów, żeby badać zaburzenia snu. Są tam sceny, w których np. łóżko atakuje główną bohaterkę, przybijając ją pinaklami do ściany.

[b]W takiej sytuacji o zaburzenia snu nietrudno. Chciałaby pani mieszkać w żyjącym domu?[/b]

W pewnym stopniu już w nich mieszkamy. Nie zdajemy sobie sprawy, jak często rozwiązania, które proponują awangardowi architekci, spotykamy na co dzień w normalnych budynkach. Drzwi uruchamiane fotokomórką, woda, która leci z kranów, gdy przesuniemy pod nimi rękę. Już teraz żyjemy w inteligentnej, interaktywnej architekturze. Przynajmniej częściowo.

[b]Ile jest budynków, które choćby luźno wiążą się z tym nurtem architektury?[/b]

Są takie, które naśladują funkcje żywych organizmów, np. oddychanie. Taki jest biurowiec Swiss Re w Londynie, tzw. korniszon, w którym system wentylacji jest wzorowany na gąbce morskiej. Bardzo dużo jest też realizacji o organicznych, obłych kształtach: Dom handlowy Selfridges projektu Future Systems, Kunsthaus w Grazu. A w bardzo zwulgaryzowanej wersji warszawskie Złote Tarasy.

[b]To pierwszy polski blob?[/b]

Pierwszy zrealizowany. Tę architekturę nazywa się czasem blobami, co wzięło się od projektów Lynna inspirowanych horrorem „The Blob”, w którym bezkształtny potwór o galaretowatym ciele pochłaniał wszystko, co weszło mu w drogę. To daleko odbiega od wyidealizowanego męskiego ciała, o jakim pisał Witruwiusz. Tu jako podstawę architektury przyjmuje się zdeformowane ciało potwora.

[b]Może w architekturze pojawia się nowe pokolenie wychowane na filmach science fiction?[/b]

Z pewnością. Zresztą te inspiracje biegną dwutorowo. Gdy ogląda się wielkie hity kinowe, można odnaleźć w tych potworach niesamowite podobieństwo do projektów architektonicznych. Tak jest np. w filmie „Transformers”, w którym po laboratorium biegają małe roboty bardzo przypominające choćby projekty Marcusa Novaka.

[b]Czy architektura nie staje się przez to trochę infantylna?[/b]

Moim zdaniem architektura zbyt często jest traktowana zbyt serio.

[b]Sporo kosztuje... Ale z tego, co pani mówi, wynika, że architekci bawią się w Pana Boga.[/b]

Samo porównywanie architekta do demiurga jest bardzo stare w teorii architektury. Jednak przy dzisiejszych możliwościach i przy rozwoju nauki, m.in. genetyki, więcej daje się pomyśleć i zrealizować. Zanika też rozróżnienie na to, co naturalne, i to, co stworzone przez człowieka. Cały nurt w kulturze, nazywany posthumanizmem, próbuje sobie poradzić z sytuacją, w której nie ma już podziału na sztuczne i naturalne.

[b]Czy ciało nie jest straszliwie wyeksploatowanym motywem we współczesnej kulturze?[/b]

Trzeba się zastanowić, w jakich dziedzinach, bo w architekturze nie za bardzo. Ona nam się kojarzy ze sferą intelektualną, a nie cielesną i zmysłową.

[b]Czy zatem domy będą bardziej sexy?[/b]

Architekci starają się, by takie były, zwłaszcza po modernizmie. Dowartościowują różne zmysły, tworząc budynki, na które nie tylko chce się patrzeć, ale których także na przykład chcę się dotykać. Trudno jednak prorokować, w jakim kierunku dziedzina ta będzie się rozwijać w najbliższym czasie. Czy bloby zaczną dominować, a neomodernizm się ostatecznie skończy. Albo odwrotnie, szczególnie że widać dziś pewne zmęczenie rozbuchanymi, rzeźbiarskimi bryłami.

Myślę, że będzie to raczej rozwój w wielu kierunkach. To najbardziej asekurancka odpowiedź, ale chyba najbliższa prawdy.

[ramka][srodtytul]Lidia Klein[/srodtytul]

Jest doktorantką w Instytucie Historii Sztuki Uniwersytetu Warszawskiego. Przygotowuje pracę doktorską poświęconą metaforom biologicznym we współczesnej teorii architektury[/ramka]

[b]Rz: Co wspólnego mogą mieć ciepłe ciało i zimna architektura?[/b]

[b]Lidia Klein:[/b] Wbrew pozorom wiele i to nie tylko współcześnie. Witruwiusz, pierwszy teoretyk architektury, wyprowadzał proporcje budynku z proporcji męskiego ciała – na przykład długości jego rąk, odległości między głową a pępkiem. Te związki sięgają więc samych początków architektury i długo są jedną z jej podstaw. Dwudziestowiecznym odpowiednikiem człowieka witruwiańskiego jest tzw. Modulor Le Corbusiera. Te koncepcje oczywiście się różnią. Ale zasadnicza idea jest ta sama: ciało jest podstawą dla architektury. Choć – na co warto zwrócić uwagę – w obu przypadkach są to ciała wyidealizowane, wymyślone. Żadne nigdy nie istniało poza sferą wyobraźni.

Pozostało 93% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"