Jako dziennikarka akredytowana na wrześniowym nowojorskim Fashion Week Wiosna Lato 2008 poza plakietką uprawniającą do wejścia na teren pokazów (uwaga‚ ostrzega napis małymi literkami‚ plakietka nie jest biletem wstępu na żaden konkretny pokaz‚ tu każdy musi sobie radzić sam) otrzymałam płócienną torbę w kolorze srebrzystoczarnym‚ wypełnioną rozmaitymi przedmiotami. Goodies‚ określiła je fachowo znajoma Amerykanka. Po naszemu – prezenciki. Taką torbę dziennikarze dostają zawsze na Fashion Week w Nowym Jorku‚ to już tradycja. Tylko w Nowym Jorku – Paryż i Mediolan nic nie dają. Moja jest czwartą w kolekcji (świetna na zakupy). Ufundowali ją sponsorzy Tygodnia Mody. A oto lista goodies‚ które znalazłam w mojej torbie i które‚ do czego przyznaję się w majestacie prawa‚ przyjęłam jako korzyść materialną: T-shirt z napisem „Full Frontal Fashion”‚ notes‚ otwieracz do butelek‚ rajstopy‚ skarpetki frotte‚ miętowe pastylki‚ lakier do paznokci‚ buteleczka 100 ml wina Rioja‚ tusz do rzęs MAC oraz gadżet o nierozpoznanym przeznaczeniu.
Otrzymywanie goodies można uznać za nieodłączną‚ nieoficjalną i trochę mroczną część biznesu mody‚ do którego należą domy mody‚ firmy kosmetyczne oraz prasa‚ a szczególnie kolorowe magazyny. Gazetami nikt się specjalnie nie interesuje. Na pocieszenie można powiedzieć‚ że prezenty od klientów dostaje się także we wszystkich innych gałęziach biznesu‚ a ich szczyt przypada na Gwiazdkę. Jeżeli widzieli państwo film „Diabeł ubiera się u Prady”, to nie mogliście nie zauważyć‚ jak wyglądał gabinet redaktor naczelnej przed Bożym Narodzeniem. Film jest oczywiście fikcją literacką‚ podobnie jak była nią książka‚ pierwowzór literacki.
Ale prezenty w branży związanej z modą i urodą nie są bynajmniej fikcją. Otrzymuje się je głównie od reklamodawców‚ a ich wartość ma ścisły związek z zajmowanym stanowiskiem.
Parę lat temu‚ na pokazach w Paryżu, cały pierwszy rząd pań wystąpił z najnowszymi wtedy torbami Prady (była to torba tzw. do kręgli – z płótna, wykończona skórą). W pierwszym rzędzie siedzą wyłącznie VIP‚ naczelne międzynarodowych edycji „Vogue’a”‚ „Vanity Fair”‚ „Marie Claire” itp.‚ szefowie firm. Oczywiście można założyć‚ że te panie kupiły torby w sklepie i że wszystkim spodobała się taka sama. Jest to jednak mało prawdopodobne. Kiedy w 2000 roku na wrześniowym Fashion Week Nowy Jork zaatakował huragan Floyd z ulewnymi deszczami‚ cały pierwszy rząd siedział ubrany w płaszcze deszczowe Burberry‚ obok stały parasole w charakterystyczną beżową kratkę. To Burberry w szlachetnym geście wsparł gości pokazów swoimi produktami‚ zapewniając sobie tym samym superoglądalność w serwisach zdjęciowych.Jeżeli naczelne otrzymują torby warte kilka tysięcy złotych‚ kaszmirowe koce‚ pobyty w luksusowych hotelach oraz spa‚ to pomniejszym dziennikarkom‚ stylistkom i asystentkom przysługują apaszki‚ kosmetyki‚ portmonetki itp. Inną‚ mniej bezpośrednią‚ ale często stosowaną formą lobbingu są zamknięte wyprzedaże dla ścisłego grona wtajemniczonych‚ urządzane przez niektóre wielkie domy mody dwa razy do roku. Można na nich kupić rzeczy za jedną dziesiątą‚ jedną piątą ceny sklepowej. Opowiadała mi dziennikarka z Paryża‚ która często uczestniczy w takich wyprzedażach‚ że w walce o sweterek za 100 euro (który w sklepie kosztuje 1000) dochodzi tam czasem do gorszących scen. Tego rodzaju seanse organizuje się oczywiście dla pomniejszych uczestników biznesu‚ żadna bowiem szanująca się naczelna nie zhańbiłaby się obecnością na podobnym jarmarku i wyrywaniem bluzki koleżance. Rzeczy‚ o które tam walczy się zaciekle‚ jej – spowite w pianę bibułki w pudle owiniętym kokardą – przynosi posłaniec. Nie muszę dodawać, że na targowisku próżności między naczelnymi włoskiego czy rosyjskiego „Vogue’a” a np. polskiego lub słowackiego miesięcznika dla kobiet istnieje głęboka przepaść hierarchiczna‚ wyrażająca się w wartości otrzymywanych prezentów.
Kiedy na początku lat 90. zaczynałam jeździć na pokazy mody do Paryża i Nowego Jorku‚ miejsca siedzące‚ których liczba jest limitowana (więcej ludzi ma tzw. standing), otrzymywały czasami drobne upominki. Na krześle razem z dossier prasowym leżała paczuszka-gifcik: apaszka‚ małe perfumy‚ czekoladka. Kiedyś na pokazie Balenciagi w Paryżu obserwowałam siedzącego w rzędzie przede mną eleganckiego Japończyka. Zajął miejsce‚ zainkasował najpierw własny prezencik‚ po czym stwierdziwszy‚ że krzesła po obu stronach są jeszcze wolne‚ postanowił nie zmarnować okazji. Położył swój płaszcz najpierw na miejscu z prawej strony‚ odczekał chwilę‚ rozejrzał się wokół trochę niespokojnie‚ po czym go zdjął. Ale razem z płaszczem z krzesła zniknął też prezencik. Za moment swój manewr Japończyk zręcznie powtórzył po drugiej stronie‚ w ten prosty sposób stając się właścicielem trzech paczuszek.Tych z państwa‚ którzy zgorszeni są tymi korupcyjnymi praktykami‚ chciałabym uświadomić‚ że są one całkiem niewinną drobnicą w porównaniu z tym‚ co otrzymują bohaterowie uroczystości Oscarów.