Nasze miasto nie było ciekawym miejscem do dorastania dla ciekawych świata nastolatków. Nie było klubów, galerii. Jedna sala koncertowa, tylko że nie grała w niej Republika, Perfect czy Lady Pank.
W resturacji bywało się na chrzcinach, weselach i stypach. Nawet po Żywiec trzeba było jeździć do sąsiedniej Pakości.
No, ale mimo to wyszliśmy na ludzi. I nie chodzi tu o wykształcenie, a kindersztubę i obycie. Uzyskaliśmy je dzięki książkom, które czytaliśmy. Trzy były takie, bez znajomości których nikt nie był poważnie traktowany w towarzystwie.
Najważniejszą był „Ojciec Chrzestny” Mario Puzo. Mieliśmy jeden egzemplarz. Każdy dostawał go na dwa dni. A to przecież przeszło pięćset stron! Gdybym normalnie, jak co dzień, poszedł do szkoły, nie dałbym rady przeczytać całej książki. Więc moje pierwsze wagary były po to, by poznać historię rodziny Corleone: Don Vito i jego synów. „Sonny zapalił cygaro i łyknął whisky”, „Wieczorem butelka mocnego wina i obfity posiłek złożony z makaronu i mięsa pozwalały Michaelowi zasnąć”. Zamiast mielonego – spaghetti, zamiast kompotu – wino, to było odkrycie, które zburzyło nasz świat. Od tej pory wiedzieliśmy, jak powinien wyglądać romantyczny obiad. A raczej kolacja, bo pory posiłków też odbiegały od polskiej normy. Równie ważną książką był „Dzień Szakala” Fryderyka Forsytha: nie tylko historia zamachu na generała de Gaulle'a, ale i przewodnik po najmodniejszych miejscach Francji. Cannes z jego hotelami, Grasse z fabrykami perfum. Autor opisywał z detalami luksusowe oblicze Paryża; pensjonaty, restauracje, sklepy. Zrozumieliśmy, dlaczego to miasto nosi miano kulturalnej i kulinarnej stolicy świata. I że żabie udka i ślimaki to nie jedyne pozycje w menu: „Szakal wybrał z karty pstrąga z rusztu, na drugie danie tournedos z tymiankiem i koprem, upieczone nad ogniem z drzewa węglowego”.
Dla nas, dla których załatwienie obozu w Czechosłowacji ciągnęło się miesiącami, mobilność Szakala była na tyle atrakcyjna, że każdy był gotów zostać płatnym zabójcą (swoją drogą, w sobotę można podpytać, komu się udało). Przed południem w Londynie, po południu w Paryżu. Przed Brukselą zahaczył o Kopenhagę. Też tak chcieliśmy.