Podczas jednego ze zjazdów na Kasprowym Stanisława Lema, narciarza z zamiłowania, wyrzuciło na wirażu z trasy. Koziołkując, wpadł w zaspę. Obyło się bez złamań, lecz upadku nie wytrzymały spodnie pisarza. Pękły w kroku i na całej linii szwu. Nikt o zdrowych zmysłach, komu udało się w tamtych czasach dostać na Kasprowy, nie zrezygnowałby z tak nieoczekiwanego szczęścia z powodu spodni, tylko dlatego, że te nie stanęły na wysokości zadania. Lem udał się więc do chaty stojącej w pobliżu trasy, tam zaszył portki i wrócił na stok.
Historia, którą wspomina Tomasz Lem w biograficznej książce o ojcu „Awantury na tle powszechnego ciążenia”, wydarzyła się pół wieku temu. Lekceważący stosunek do takich drobiazgów jak przemoczone ubranie czy w ogóle brak fachowego stroju przez całe lata był warunkiem sine qua non uprawiania narciarstwa, przynajmniej w Polsce. Wełniane rękawiczki przemakały, dżinsy podczas dłuższych przestojów wyciągu przymarzały do orczyka. Kontakt z naturą był wtedy bez wątpienia pełniejszy.
Dziś nad odzieżą odporną na śnieg, wiatr, mróz i zaspy pracują specjaliści od najnowocześniejszych technologii. Suwaki są antybryzgowe. A rękawice inteligentne, bo wyposażone w elektryczny system grzewczy, reagują na temperaturę dłoni. Jeżdżący poza trasą mogą zafundować sobie kurtkę z wszytym czipem, który pomoże ratownikom znaleźć delikwenta w ewentualnej lawinie. Nie uchroni natomiast od konsekwencji prawnych i zdrowotnych.