Były obawy, że na tegorocznym festiwalu w Cannes będzie mniej glamouru niż na jego poprzednich 62 wcieleniach. Że islandzki wulkan skomplikuje rozkład jazdy celebrytów albo że odbywający się w niedalekim Saint Tropez pokaz Chanel odbierze imprezie część prestiżu. Skończyło się dobrze. Gwiazdy nie zawiodły, glamour też był w dużej podaży. Najczęściej fotografowano Kate Blanchett w sukni Aleksandra McQueena, czarnej w srebrne wieńce z białą falbaną na dole. Eleganckiej, lecz w jakiś sposób smutnej, jakby ją projektował dla kogoś na swój pogrzeb. Przypominała o niedawnej śmierci autora.
[srodtytul]Powaga kontra swoboda[/srodtytul]
„Tutaj, w Cannes, wszystko jest żywsze i bardziej otwarte, powiedział dziennikowi »New York Timesa« włoski projektant mody Roberto Cavalli. – Aktorki ubierają się same. To mi się podoba, bo lubię kobiety z osobowością”. [wyimek][b][link=http://www.rp.pl/galeria/9146,21,478747.html]Zobacz więcej zdjęć[/link][/b][/wyimek] Pan Cavalli, mistrz frędzli i dzikich wzorów, król festiwalowego kiczu, odniósł się oczywiście do Oscarów, bo Cannes jest dla Europy tym, czym dla Ameryki impreza w Los Angeles. W Ameryce wielomilionowa widownia żeńska traktuje oscarową ceremonię śmiertelnie serio, jako doroczny pokaz mody. Gwiazdy, profesjonalnie wystylizowane do ostatniej nitki i ostatniego włosa, mają na sobie, jak modelki na pokazach, pożyczone suknie, pożyczone buty, pożyczoną biżuterię. Suknia musi być długa, dopasowana do ciała, błyszcząca, głęboko wycięta z przodu, z tyłu i po bokach, w kolorze najlepiej jasnym. Obowiązują naturalne fryzura i makijaż, czyste linie kroju. Czarny jest nielubiany jako kolor ponury i solenny. Wkład własny jest bliski zera. I w sumie wszystkie panie wyglądają podobnie. Czasem ktoś się odważy na zmianę. Wszyscy wspominają, jak Sharon Stone na ceremonii w 2005 roku miała na sobie spódnicę Valentino i T-shirt Gap. T-shirt był sensacją większą, niż gdyby aktorka włożyła toaletę całą z diamentów.
Skąd ten zbiorowy upadek wyobraźni? Może ze strachu? Aktorki boją się wylądować na listach najgorzej ubranych, a styliści gwiazd – narazić. Nikt nie ryzykuje, więc wszyscy są do siebie podobni. Prawdziwa energia mody nie ma wstępu do Los Angeles, a przecież tam byłoby dla niej idealne miejsce.
W Cannes jest bardziej swobodnie. Większy rozrzut wiekowy, większy eklektyzm, więcej osobowości.