Skala zniszczeń po powodzi jest przytłaczająca. Przytłaczająca jest również liczba oskarżeń, jakie pod adresem organizacji ekologicznych, bobrów i sieci Natura 2000 formułują urzędnicy i hydrolodzy. W ten sposób jedni starają się zrzucić z siebie odpowiedzialność za lata zaniedbań i błędów proceduralnych, a drudzy forsują swoje przestarzałe koncepcje ochrony przeciwpowodziowej.
Głównym zarzutem jest blokowanie budowy lub modernizacji wałów przeciwpowodziowych. Osoby wysuwające takie oskarżenia wydają się nie wiedzieć, że gdyby dokumentacja tych inwestycji była przygotowana zgodnie z wymogami prawa, żadnej z nich nie można byłoby zablokować. Zasiadający w samorządowych kolegiach odwoławczych i wojewódzkich sądach administracyjnych prawnicy nie wydają decyzji w oparciu o własne widzimisię, tylko stosują się do przepisów.
[srodtytul]Wycelować w bobra [/srodtytul]
Przekonanie panujące w Polsce o mocy wałów jako środka ochrony przeciwpowodziowej jest anachroniczne. W Europie Zachodniej już dawno zauważono, że masowe obwałowywanie rzek powoduje jeszcze wyższe spiętrzenie wody w korycie, a także zwiększa straty spowodowane przez powódź. Jak?
Wały dają ludziom poczucie złudnego bezpieczeństwa, w związku z czym wchodzą oni z zabudową na tereny dawniej omijane z uwagi właśnie na zagrożenie powodziowe. Po przerwaniu wałów i zalaniu domostw pojawiał się często nie pomysł przenoszenia się w inne, bezpieczniejsze miejsce, ale dalsze podwyższanie i umacnianie wałów. W efekcie zabudowa postępuje (bo przecież solidnych wałów woda niby już nie przerwie), czego skutkiem są jeszcze większe straty przy kolejnej powodzi.