Reklama
Rozwiń

Nowe wcielenie Borysa Dejnarowicza

Borys Dejnarowicz to celebryta alternatywy. Emocje wywołuje zarówno gdy tworzy muzykę, jak i o niej pisze. W sobotę poznamy jego nowe oblicze – Newest Zealand – w Cafe Kulturalna.

Publikacja: 06.11.2010 10:10

Najnowszy zespół Borysa Dejnarowicza – Newest Zealand – usłyszymy w sobotę w Cafe Kulturalna. Start

Najnowszy zespół Borysa Dejnarowicza – Newest Zealand – usłyszymy w sobotę w Cafe Kulturalna. Start o godz. 22, bilety: 10 zł

Foto: Materiały Promocyjne

Na polu muzyki można zdziałać wiele, ale trudno pozbyć się wrażenia, że Dejnarowicz doświadczył już wszystkiego. Gry na instrumentach i bycia didżejem. Komponowania, pisania tekstów piosenek, produkcji, działalności w branży wydawniczej, krytyki. Gdy spotykamy się na rozmowę, wydaje się zmęczony. Nic dziwnego, bo na spotkanie przychodzi prosto z próby. Poza tym jeszcze nie odespał pracy nad „Newest Zealand”. Dwa ostatnie spośród 16 miesięcy pracy były bardzo intensywne. Pierwsze pytanie nasuwa się wręcz samo – czy to jeszcze hobby, czy już wyniszczający nałóg, od którego nie można się uwolnić?

[srodtytul]Wyczulone zmysły[/srodtytul]

– Czasami mam wrażenie, że jestem zmęczony muzyką i nic w niej nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Sam zastanawiam się, czy mógłbym się z tego wymiksować i zająć się czymś innym – mówi Dejnarowicz. – Kiedy jednak mija kilka dni, okazuje się, że moje zmysły są tak wyczulone na dźwięki, że muzyka jest mi niezbędna do życia.

Artysta trzy lata temu skończył studia i pracuje zawodowo, ale najbliżsi powtarzają mu jednak z przekąsem „ech, ty i ta twoja pasja”.

Wszystko zaczęło się od puszczanych do kołyski Beatlesów. Chwyciło, i to tak dobrze, że mały Borys układał pierwsze piosenki już w wieku siedmiu lat. Ciekawiły go i inne rzeczy. W podstawówce oszalał na punkcie piłki nożnej – jako kibic i zawodnik trampkarzy. W liceum z kolei fascynowała go poezja. Pracę magisterską pisał z analizy dzieła filmowego. Pozycja muzyki okazała się jednak niezagrożona. Zwłaszcza że Dejnarowicz nie dzielił jej na gatunki, a postrzegał jako całość.

– Traktuję ją jako abstrakcyjny układ elementów w czasie. Te elementy to dźwięki o różnej wysokości, długości i barwie. Mało interesuje mnie, czy ktoś coś nazywa hip-hopem, jazzem, grunge, rockiem czy trip-hopem. Zależy mi raczej na tym, żeby wspomniany układ był frapujący – przyznaje.

Nigdy nie rozumiał ludzi ograniczających się do jednej szufladki.

Kuba Ambrożewski, dziennikarz muzyczny, partnerujący Borysowi w magazynie „PULP” i didżejskim projekcie Stanley Menzo, poznał Borysa na weselu wspólnego kolegi. Wtrącił się w rozmowę o muzyce z dziesięciominutowym, akademickim przemówieniem. Ambrożewski był w szoku. Ale później się przyzwyczaił.

– Zwykle nasze spotkanie po kilku minutach kończy się kompletnie hermetyczną dyskusją – opowiada. – Borys jest typem skrajnego pasjonata, który mógłby o muzyce rozmawiać 24 godziny na dobę i nigdy się tym nie znudzić. Jego erudycja w tej materii jest imponująca.

[srodtytul]Bez banału[/srodtytul]

Oponenci nie kwestionują tego, że Dejnarowicz kocha muzykę. Przeszkadza im raczej to, że równie silnym uczuciem darzy samego siebie. I wskazują oskarżycielskim palcem na jego dziennikarskie dziecko – założony w 2001 r. krytyczny serwis Porcys, prowokujący „unikatowym językiem komunikacji i żartów”.

– Jestem często odbierany jako bufon, bo nie mamy w polskiej kulturze tradycji głośnego mówienia tego, co się sądzi. Ludzie bezkompromisowi skazani są na ostracyzm – wzdycha sam zainteresowany.

– Na Zachodzie pewnie też uchodziłbym za dumnego zarozumialca, ale mniej by to akcentowano. Mój język bierze się z tego, że wychowałem się na wczesnych internetowych publikacjach serwisów amerykańskich, które wówczas były powiewem świeżości względem prasy drukowanej. Tam nie owijano w bawełnę. Próbowaliśmy zrobić z kolegami coś analogicznego, zakładając serwis Porcys, bo byliśmy znudzeni miałkością polskiej krytyki muzycznej – wyjaśnia.

Szybko poradził sobie ze stereotypem strzykającego jadem przez zęby dziennikarza i niespełnionego muzyka. A to dzięki grupie The Car Is On Fire. „Przekrój” nazwał zakontraktowanie grupy w EMI „najlepszą decyzją całego polskiego przemysłu fonograficznego ostatnich lat”. Dejnarowicz nie był jedynie wokalistą. Niemal w całości napisał kompozycje na debiutancką płytę, zaś drugą, szczególnie mocno chwaloną „Lake & Flames”– stworzył w połowie. Wielkim fanem drugiego z wymienionych albumów jest raper Duże Pe, który współprowadził z Dejnarowiczem nadawaną w Radiu Euro audycję „Nadaje się!”.

– Borys jest dla mnie muzycznym fenomenem. To jeden z nielicznych znanych mi ludzi posiadających niesamowitą umiejętność komponowania kawałków z jednej strony totalnie wpadających w ucho, a z drugiej – zupełnie nieobciążonych banałem. Takich, które zostają ci w głowie, gdy słyszysz je po raz pierwszy, ale przy każdym kolejnym odsłuchu znajdujesz w nich kolejny ukryty smaczek – stwierdza Duże Pe.

[srodtytul]Co jest dobre[/srodtytul]

Borys Dejnarowicz nie zajmował się jednak spijaniem śmietanki wraz z TCIOF. Nie mogąc do końca odnaleźć się w „zespole czterech liderów”, poszedł własną drogą. W 2008 r. ukazało się wywołujące skrajne opinie, flirtujące z minimalizmem i klasyką „Divertimento”. Łatwo było uderzyć w tę płytę – profan wlazł z buciorami w strefę sacrum, z motyką porwał się na słońce. Twórca nie chciał robić wokół niej zamieszania. W głowie kiełkował mu pomysł na Newest Zealand, lekki, zwiewny i nieoczywisty pop wielokrotnego użytku.

– Kiedy Borys przedstawił mi szkice wszystkich 12 utworów, wpadłem w zachwyt. Zapowiadała się kolorowa, eklektyczna płyta. Powiedziałem: w porządku, robię. A jak ja w coś wierzę, to znaczy, że to jest dobre – mówi producent krążka Peter Bergstrand. I dodaje: – Ten facet ma ego co najmniej tak duże jak ja. Nie obyło się bez kłótni, gorzkich słów i opinii na swój temat. Ale to normalne. Fakt, że wciąż ze sobą rozmawiamy, świadczy o szczęśliwym zakończeniu przedsięwzięcia.

Trudno mówić o końcu, kiedy zaczynają się koncerty. Dejnarowicz zaprasza w sobotę do Cafe Kulturalna. Ma trudny do odparcia argument. – Newest Zealand to projekt, na który zaprosiliśmy wielu przyjaciół (m.in. z Afro Kolektywu, Rentona, Kolorofonu, Furii Futrzaków). Wielu pojawi się na koncercie.

Kultura
Pod chmurką i na sali. Co będzie można zobaczyć w wakacje w kinach?
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem