Reklama

Witajcie w muzycznym raju

Znakomita płyta Michaela Kiwanuka "Home Again" jest męską odpowiedzią na sukces muzyki retro, jaką wykonuje Adele

Publikacja: 19.03.2012 08:23

Michael Kiwanuka, Home again, Universal Music Polska

Michael Kiwanuka, Home again, Universal Music Polska

Foto: materiały prasowe

Ten komplement nie jest wcale na wyrost: brytyjska gwiazda osobiście doceniła talent śpiewającego gitarzysty i poprosiła, by otwierał jej koncerty, promujące w poprzednim roku bestsellerowy album "21".

Zobacz na Empik.rp.pl

Kiwanuka nie wymyślił muzyki, którą wykonuje. Jego delikatne, o czarnych korzeniach brzmienia, przypominają lata 60., a najbardziej kojarzą się z nagraniami Billa Withers i Otisa Reddinga, choć można się doszukać również wpływów Vana Morrisona. Najważniejsze, że cały album jest znakomity, zjawiskowy. Nie ma tu ani jednej nietrafionej nuty. Michael śpiewa rewelacyjnie.

Urodził się w rodzinie imigrantów z Ugandy. Na początku zafascynował się rockiem w stylu Nirvany i Radiohead. Zaczynał jako gitarzysta sesyjny, grając z Chipmunk and Bashy. Poza Adele zauważyli go wpływowi organizatorzy iTunes Festival 2011, a także selekcjonerzy z BBC – autorzy zestawienia największych młodych talentów w Wielkiej Brytanii. Na początku roku przyznali Michaelowi tytuł najlepszego. Ale decydujący dla kariery okazał się kontrakt z Polydorem, który wydał płytę z wysmakowaną okładką w stylu retro, z historycznym logo "Stereo".

Zachwyca znana już z początku kariery muzyka, piosenka "Tell Me A Tale". Na płycie zyskała imponującą, niemal freejazzową aranżację. Współtworzą ją partie fletu, saksofonu, skrzypiec oraz orkiestry. Wspaniałe są teksty Kiwanuka. To hipisowska wizja świata, odmalowanego w pięknych kolorach – życia układającego się jak bajka. Aż chce się wejść do tego muzycznego raju i odpocząć od dzisiejszego pośpiechu.

Reklama
Reklama

Wokalista fantastycznie radzi sobie bez pomocy rozbudowanego zespołu choćby dlatego, że ma na koncie wiele kameralnych występów w klubach Londynu. Ich aurę wskrzesza "Home Again", które zaśpiewał jak Hendrix. Optymizm, podkreślony wesoło brzmiącymi fletami, bije z "I'll Get Along". "Rest" to kołyszący do snu blues z fortepianowym motywem. Kiwanuka zachęca, żeby zamknąć oczy i oddać się marzeniom.

Fanów osieroconych przez Amy Winehouse pocieszy "Bones". Bliższa rhythm and bluesa jest piosenka "Any Day Will Do Fine". A finałowe "Worry Walks Beside Me" wzrusza pełnym lamentu żeńskim chórkiem, o którym nie da się już powiedzieć, że jest pieśnią przeszłości, bo dzięki Brytyjczykowi znowu nas zachwyca.

Ten komplement nie jest wcale na wyrost: brytyjska gwiazda osobiście doceniła talent śpiewającego gitarzysty i poprosiła, by otwierał jej koncerty, promujące w poprzednim roku bestsellerowy album "21".

Zobacz na Empik.rp.pl

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Reklama
Kultura
Córka lidera Queen: filmowy szlagier „Bohemian Rhapsody" pełen fałszów o Mercurym
Kultura
Ekskluzywna sztuka w Hotelu Warszawa i szalone aranżacje
Kultura
„Cesarzowa Piotra”: Kristina Sabaliauskaitė o przemocy i ciele kobiety w Rosji
plakat
Andrzej Pągowski: Trzeba być wielkim miłośnikiem filmu, żeby strzelić sobie tatuaż z plakatem do „Misia”
Patronat Rzeczpospolitej
Warszawa Singera – święto kultury żydowskiej już za chwilę
Reklama
Reklama