Wiosną 2010 roku MoMA przyciągnęło rekordową liczbę widzów. Wielu z nich szturmowało nowojorskie muzeum nie po to, żeby zobaczyć retrospektywę Mariny Abramović, lecz żeby choć przez chwilę siąść naprzeciwko serbskiej artystki i spojrzeć jej w oczy. Miała 64 lata i nazywała siebie „babcią sztuki performance".
O spotkaniu z Mariną marzyli nielegalni emigranci i celebryci: niektórzy, jak Sharon Stone czy Björk, dogadali się z muzeum i byli wpuszczani poza kolejnością. Wystawa potwierdziła status megagwiazdy artystki, a Robert Wilson legendzie współczesnej sztuki zaproponował, że zrobi o niej spektakl, skupiając się na wyobrażeniu pogrzebu artystki. Ta miała jeden warunek: muzykę ma napisać Antony Hegarty. „W moim życiu i sztuce ból zajmuje główne miejsce. A nikt o nim nie pisze tak pięknie jak mój przyjaciel Antony". Tak powstał tytułowy utwór „Cut the World" z ostatniej płyty zespołu Antony and The Johnsons. To jedyne nowe nagranie na albumie.
Zaczyna się miękkimi szelestami identycznymi, jakimi czaruje nas estoński mag muzyki poważnej Arvo Pärt. Kiedy do orkiestry dołącza chór, już wiadomo, że tym razem nowojorczyk będzie jeszcze „bardziej": emocjonalny, patetyczny, smutny.
Nagrany w Kopenhadze przy udziale The Danish National Chamber Orchestra, „Cut The World" przynosi aranżacje utworów znanych z czterech płyt Antony'ego Hegarty'ego. Niektóre słyszymy w instrumentacjach świetnego młodego kompozytora Nico Muhly'ego, kilka starszych, opracowanych na nowo, idealnie pasuje do orkiestrowego rozmachu – choćby „Cripple and the Starfish" i „You Are My Sister". Aranżacje nie są rozbudowane – nawet kiedy przypominają swą bogatą fakturą filmowe soundtracki („I Fell In Love With A Dead Boy"). Hegarty potrafi również odnaleźć się w kompozycjach o oszczędnym tonie (spokojnym „Swanlights") czy ocierających się popowe ballady („The Crying Lights").