Tysiące nagich ciał na złotym piasku. Z nieba kapie żar, w drżącym powietrzu mieszają się aromaty olejków do opalania. Grunt pod stopami wibruje w rytm ciężkiego deep-house'owego setu, puszczonego przez didżeja na drewnianej scenie. Pod sceną pląsający tłum. Obok, na boisku do plażowej siatkówki, boscy młodzieńcy o posągowych kształtach toczą zażarty pojedynek; kawałek dalej dwie starsze damy rzucają frisbee, a wnuk stawia babę z piasku. Czy to Ibiza? Andamany? Nic z tych rzeczy. To Warszawa, nad plażą górują wyniosłe, stalowe arkady mostu Poniatowskiego.
Właśnie tutaj, rzut beretem od Stadionu Narodowego, otwarto najnowszą stołeczną kluboplażę o nazwie Temat Rzeka. – Czegoś takiego jeszcze nie było, jaram się w opór – mówi podekscytowana Paulina Żak z Mokotowa, która oczywiście ma ze sobą mazidła przeciwsłoneczne, książkę i coś na komary (czyli niezbędnik plażowicza). Ale śródmiejskie plażowanie XXI w. to dużo więcej niż pamiętają 40-, 50-latki. – Oprócz dwóch boisk do siatkówki mamy kino plenerowe oraz prowadzimy zajęcia z jogi, tai chi i fitnessu – wylicza Grzegorz Goch, menedżer Tematu Rzeki. – No i proponujemy imprezy nawiązujące klimatem do Barcelony, gdzie na plażach tańczy się również w ciągu dnia.
Ognisko pod mostem
Warszawa przez lata była odwrócona plecami do Wisły, która kojarzyła się z brudem i syfem. Teraz dziki, prawy brzeg staje się wspaniałym miejscem do cywilizowanego wypoczynku w szuwarach – mówi socjolog Wojciech Kacperski, miejski felietonista „Kultury Liberalnej" i koneser dumania na plaży. – Lubiłem zwłaszcza pierwszy Cud nad Wisłą, który zrewolucjonizował nasze myślenie o rzece jako elemencie metropolii – wylicza na palcach Kacperski. – Uwielbiam Miasto Cypel i plaże na Saskiej Kępie, natomiast La Playa na Pradze-Północ jest za bardzo dyskotekowo-dresiarska – ocenia. Jego zdaniem nocne ognisko z kiełbaską na patyku, piwkiem i widokiem na Zamek Królewski to idealna strawa dla duszy i ciała.
Do niedawna omijano te okolice szerokim łukiem, bo uchodziły za niebezpieczne. Przychodzili tu wędkarze, czasem trafiał się pojedynczy bezdomny; o żadnym Kubie Rozpruwaczu nie było mowy, bo kogo właściwie miałby rozpruć? Problem tkwił w mentalności mieszkańców stolicy. Ludzie zmienili zdanie dzięki zorganizowanym akcjom, takim jak Festiwal Sztuki nad Wisłą Przemiany, który poprzez happeningi, imprezy na barkach, otwarte wykłady i warsztaty artystyczne zmienił postrzeganie nadwiślańskich brzegów. Dodatkowa praca organizacji non profit (jak np. Fundacja Ja Wisła), polegająca na prostych, ale konkretnych działaniach, takich jak rozstawianie kolorowych leżaków czy organizowanie transportu wodnego, nareszcie odmieniła obraz rzeki.