Na pewno nie jest to autorska wizja. Wymagała współpracy z historykiem sztuki Piotrem Kordubą, pilnującym zgodności z faktami i wiedzą historyczną, a także z kuratorami Maciejem Janickim i Mariolą Wojtkiewicz wspierającymi nas merytorycznie. Długo szukaliśmy odpowiedzi na pytanie, czym ma być dziś dworek i ekspozycja. Wiemy, że nadal iluzją czasu, miejsca. Ma przywoływać zapachy, kolory, postaci. Przeszliśmy wiele etapów, zaczynając od silnie autorskiej współczesnej wizji, ale także z radą Muzeum doszliśmy do wniosku, że z przeszłością trzeba związać nasze czasy. To jakby szersza próba opowiedzenia o zjawisku, jakim jest dworek Chopina i jego kolejne przemiany.
Korzystaliście z multimediów?
Uwielbiam je, ale doszliśmy do przekonania, że w Żelazowej Woli nie ma na nie miejsca. Ta wystawa nie miała wyciągać widza z rzeczywistości i wkręcać go w inny świat. Już wejście do parku, przejście ścieżką do dworku jest jakoś nierzeczywiste. Nasza narracja składa się z kilku etapów. Najpierw opowiadamy, kim byli właściciele tego miejsca, czyli Skarbkowie. To pomieszczenie jest bogate w strukturę, kolor, historyczne meble. Za to kolejne – niemal puste: muzyka, kwiaty, z zaznaczonym pieczątką miejscem, w którym urodził się Chopin. Potem odkrywamy kolejną rzeczywistość – pomieszczenie Chopinów i zarazem świat codzienny małego Fryderyka. Dalej wchodzimy do salonu z 20-lecia międzywojennego, który jest salonem muzycznym i opowiada o rodzinie, odkrywając rodzeństwo, rodziców. W następnych pokojach analizujemy przemiany dworku, jego przebudowy. Pokazujemy makiety, plany, zdjęcia, twórców. Ta ekspozycja wykorzystuje tradycyjne elementy, a jej walorem jest różnorodność. Przestrzeń jest wielowątkowa i wielowarstwowa.
Najbardziej jest pan znany ze scenografii dla opery, ale od pewnego czasu aranżuje pan też przestrzeń dla wystaw: „Guercino" czy Galeria Sztuki Średniowiecznej w Muzeum Narodowym w Warszawie. To przygody czy kolejne ścieżki?
Do pewnego momentu były to przygody, ale od zawsze potrzebowałem kontry wobec opery, bo jest nierzeczywista, oddalona od prawdziwego życia. W teatrze jest się częścią dużego zespołu i konieczny jest kompromis, będący częścią procesu tworzenia. W projektowaniu przestrzeni pozateatralnych mam więcej samodzielności, przestrzeni dla siebie. Moja przygoda z tym rodzajem pracy zaczęła się dużo wcześniej – przy Expo 2000 roku w Hanowerze wspierałem Andrzeja Kreutz- -Majewskiego, z pracownią WWAA pracowaliśmy nad wizytówką Chopina w Bibliotece Krasińskich i polskim pawilonie na Expo 2010 w Szanghaju. Przestrzeń ekspozycji stałych czy nawet czasowych jest dla mnie fascynująca. Wtedy także pracuję z tekstem, z historią. I reżyseruję, buduję dramaturgię. Tworzę ścieżkę emocji podążającą za obrazami.
Pańskie realizacje są coraz bardziej totalne. Czy to oznacza, że chce pan mieć coraz większą kontrolę nad całością?