Cezary K. przyznał się do winy i potwierdził, że w zamian za zakrapiane alkoholem biesiady pomógł ówczesnemu bossowi Pruszkowa wyjść cało z potyczek z fiskusem. Sprawa wyszła na jaw tylko dlatego, że Jarosław S. „Masa” zerwał z dawnym życiem, został świadkiem koronnym i ujawnił, jak korumpował urzędników skarbówki.
Wyrok zapadł w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia. – Dwóch oskarżonych, w tym Cezary K., dobrowolnie poddało się karze – potwierdza „Rz” prokurator Robert Makowski, naczelnik wydziału śledczego Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Sąd zawiesił byłemu dyrektorowi wykonanie kary na pięć lat i wymierzył mu dodatkowo 20 tys. zł grzywny.
Zdarzenia, za które Cezary K. został skazany, miały miejsce pod koniec lat 90. Stołeczna prokuratura, badając ekonomiczne interesy Pruszkowa, poleciła wtedy UKS sprawdzić majątek gangstera. Choć oficjalne dochody Jarosława S. były niewielkie, żył wtedy jak milioner: miał luksusową rezydencję w Komorowie, kilka drogich aut i klub w stolicy.
W 1997 roku i dwa lata później UKS wezwał bossa, by przedstawił dowody, że majątek zdobył legalnie. Wtedy S. – przez znajomego Krzysztofa M., ps. Mały Krzyś – dotarł do Cezarego K., który był wówczas kierownikiem oddziału UKS.