O 6.15 do mieszkania Doroty Kani, zastępcy redaktora naczelnego portalu internetowego niezalezna.pl wkroczyli funkcjonariusze policji i dokonali przeszukania. - Zachowywali się kulturalnie, powiedzieli, że realizują czynności na zlecenie Prokuratury Okręgowej w Opolu - opowiada "Rz" Kania. Przyznaje, że zapytali się, czy posiadam pewne dokumenty. - Gdy powiedziałem, że nie posiadam wówczas rozpoczęli przeszukanie - dodaje. Policja zabezpieczyła trzy dokumenty bankowe, dotyczące umowy kredytowej jaką Kania zawarła z teściową Marka Dochnala.
Włodzimierz Ostrowski, zastępca szefa Prokuratury Okręgowej w Opolu w rozmowie z "Rz" powiedział, że czynności dotyczą śledztwa z zawiadomienia rodziny lobbysty Marka Dochnala podejrzewanego m.in. o korupcję. Poinformowali oni prokuraturę, że Kania bezprawnie lobbowała u polityków w jego sprawie.
- Dziennikarka ma w tej sprawie status podejrzanego. Prokuratura postawiła jej zarzuty: płatnej protekcji i uszczupleń finansowych na szkodę Urzędu Skarbowego - przyznaje.
- Nie wykluczam złożenia zażalenia na działania prokuratury - zapowiada Kania. Samą sprawę uważa za bardzo dziwną. Przyznaje, że nie mogła nic załatwić Dochnalowi, bo pożyczkę zwróciła jeszcze zanim PiS wygrał wybory.
Jej wątpliwości budzą także inne sprawy. - Całe postępowanie trwa blisko rok, dlaczego więc przeszukanie nastąpiło po tak długim okresie czasu - zastanawia się dziennikarka. Podkreśla, że nie przypadkowo sprawa z jej zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Dochnala została umorzona przez Prokuraturę Rejonową Warszawa-Mokotów. - Zupełnie się jednak sprawą nie interesowano. A mnie przesłuchiwała policja, a nie prokuratura - tłumaczy Kania. Podkreśla, że gdy zawiadomienie przeciwko niej składały żona i teściowa Dochnala, prokuratorzy przesłuchali obydwie kobiety jeszcze tego samego dnia.