Krytycznie nie tylko naszych posłów w Brukseli, ale również państwo i instytucje publiczne oraz prywatne postrzega prof. Jan Tkaczyński z Instytutu Europeistyki UJ. Podczas wczorajszej konferencji „Aktywność i skuteczność polskich eurodeputowanych w Parlamencie Europejskim” zwracał uwagę, że na ponad 2600 grup lobbingowych działających przy PE z Polski pochodzi zaledwie 30, czyli ok. 1 proc.
– W Unii chodzi przede wszystkim o to, by być skutecznym, co bez dobrego lobbingu jest co najmniej trudne do osiągnięcia – podkreślał prof. Tkaczyński.
Z kolei politolog dr Beata Kosowska-Gąstoł wskazywała na fatalne skutki rozdrobnienia polskich eurodeputowanych. W Parlamencie Europejskim jest siedem frakcji, ale naprawdę liczą się dwie: chadecko-konserwatywna (288 mandatów) i socjalistyczna (217).
– Hiszpanie w obu mają 48 posłów na 54 wszystkich, my na 54 mamy 27 – wyliczała dr Kosowska-Gąstoł. Oznacza to, że połowa naszych posłów reprezentuje słabe frakcje, które z reguły są skazane na porażkę w czasie głosowań.
– Dlatego warto pytać kandydatów do PE o to, do jakiej frakcji zamierzają przystąpić – radziła. Jej zdaniem nic nie stoi na przeszkodzie, by w nowej kadencji w jednej frakcji, najpewniej chadeckiej, znaleźli się politycy PO i PiS.