Po 27 września generał brygady Jerzy Wołkowicki, podobnie jak dziesiątki innych oficerów, jako jeden z ostatnich żołnierzy Września zostaje wzięty do niewoli przez Sowietów.
Gdy podaje swoje dane, sowiecki oficer spisujący nazwiska jeńców pyta z przekąsem: – A pan być może jest krewniakiem tego Wołkowickiego, który głosował na „nie” w bitwie pod Czuszimą?
– To właśnie ja sam – odpowiada spokojnie Wołkowicki.
Scenę tę spopularyzował Stanisław Cat-Mackiewcz, który poznał po wojnie Wołkowickiego.
Dlaczego sowieckiego oficera zelektryzowało nazwisko generała? W ZSRR, w którym cała carska przeszłość została wyklęta, wojna rosyjsko-japońska z lat 1904 – 1905 została – pod wpływem nienawiści Stalina do Japonii – na zasadzie wyjątku uhonorowana jako słuszna walka z agresorem. A najsłynniejszym dziełem antyjapońskim była napisana w 1932 roku powieść „Cuszima” Aleksieja Nowikowa-Priboja, która wskutek pochwał Stalina wydawana była w milionowych nakładach. Tytułowa „Cuszima” to bitwa morska, którą Rosja wydała flocie japońskiej, by bohatersko pójść na dno. W finałowej scenie książki, na naradzie wojennej, dowódca floty pyta podwładnych, czy poddać się, czy też walczyć do końca? Najmłodszy z oficerów – miczman, czyli podporucznik Wołkowicki – wlewa w serca zebranych nadzieję swoim gromkim wezwaniem: – Nie poddawać się!