Krystyna Giżyńska dwa razy dziennie odwiedza hospicjum onkologiczne na warszawskim Ursynowie. Po kilka godzin spędza przy łóżku 80-letniej matki, która ma nowotwór i od dziesięciu lat choruje na alzheimera.
– Do końca życia będę wdzięczna każdemu pracownikowi hospicjum za tę opiekę – mówi Giżyńska, która przyznaje, że przeżywała wewnętrzne rozterki, zanim w maju zdecydowała się umieścić matkę w hospicjum. Kobieta była już w stanie agonalnym, nie przyjmowała pokarmów.
– Eutanazja? – dziwi się pytaniu. – Nigdy. Mama od dwóch lat już nie wie, kto się nią opiekuje, ale nigdy bym nie pomyślała, jak podpowiadają niektórzy, że opieka nad nią jest z mojej strony poświęceniem. Tak samo, jak nie uważałam, że się poświęcam, kiedy opiekowałam się dwojgiem moich małych dzieci.
Szef hospicjum dr Ryszard K. Szaniawski nie przypomina sobie, aby w ciągu 18 lat pracy pacjent poprosił o szybszą śmierć. Zdarzało się natomiast, że rodziny pytały: „czy nie można by jakoś tego skrócić?”. Takie pytania zadają ludzie zdrowi. Umierający chcą żyć. – Instynkt życia jest potężny – mówi Szaniawski. – Ale nauczyłem się już, by nikogo nie oceniać.
Ogłoszone dwa tygodnie temu badania CBOS na temat eutanazji zaskoczyły nawet socjologów. Aż 61 proc. Polaków opowiedziało się za wprowadzeniem prawa, które pozwoli skrócić życie osób nieuleczalnie chorych i cierpiących, gdy takie jest życzenie pacjenta i jego rodziny. Połowa się godzi , by eutanazję przeprowadzali lekarze na życzenie tylko pacjenta. W ciągu dwóch lat poparcie dla eutanazji wzrosło o 11 pkt proc.