Bohater afery hazardowej powiedział sejmowym śledczym, że w październiku lub listopadzie rozmawiał na Florydzie z Mirosławem Drzewieckim. Tymczasem były minister sportu zeznał przed komisją, że po wybuchu afery (1 października) nie miał z Sobiesiakiem kontaktu.
Posłowie zwracają uwagę, że to zeznanie może mieć dla Drzewieckiego poważne skutki – za składanie fałszywych zeznań grozi bowiem odpowiedzialność karna. A jeden z nich dodaje: – To spotkanie może też być dowodem na to, co od dawna podejrzewamy w komisji. Że wszyscy bohaterowie afery składają spójne zeznania, bo ustalili ich wspólną wersję.
Jednak przed oficjalnymi komentarzami członkowie komisji na razie się powstrzymują.
– Najpierw musi być podpisany protokół z zeznań. Dopiero wtedy przyjdzie czas na wyciąganie wniosków – tłumaczy Beata Kempa z PiS. Podobnego zdania jest Bartosz Arłukowicz (Lewica): – Na spokojnie muszę przeanalizować, co dokładnie powiedział.
Okazuje się, że niemal każdy z posłów usłyszał na temat Florydy coś innego. – Sobiesiak powiedział, że rozmawiał tam z Drzewieckim, ale potem jakby się zreflektował i zaczął wycofywać. Mówił coś o żonie Drzewieckiego i rozmowie telefonicznej oraz pretensjach, że został wplątany w aferę – zdradza nam jeden ze śledczych. A inny dodaje: – Zamknięte posiedzenie było niekonwencjonalne i panowała na nim dość luźna atmosfera. Stąd te różnice. Sobiesiak co chwilę dowcipkował. Np. narzekał, że po nocach śni się mu posłanka Kempa. Mówił w taki sposób, że trudno było utrzymać napiętą uwagę .