Ryszard C. przebywa w areszcie w Piotrkowie Trybunalskim. Ma status więźnia niebezpiecznego. Jest pod specjalnym nadzorem. Nie współpracuje z prokuraturą. Odmówił złożenia wyjaśnień. Jednak, jak dowiedziała się "Rz", ma zamiar szczegółowo opowiedzieć o sprawie przed sądem. – Wyjaśni powody swego zachowania – mówi jego obrońca mecenas Maciej Krakowiński. "Rz" ustaliła również, że adwokat rozważa wniosek o nadzwyczajne złagodzenie kary, a prokuratura chce zamknąć śledztwo do końca lipca.
19 października ubiegłego roku Ryszard C. wtargnął do łódzkiej siedziby PiS i zastrzelił Marka Rosiaka, asystenta europosła Janusza Wojciechowskiego. Później zaatakował paralizatorem i ranił nożem Pawła Kowalskiego, asystenta posła Jarosława Jagiełły. Według zeznań świadków krzyczał, że chciał zabić Jarosława Kaczyńskiego i "powystrzelać pisowców". Miał 49 pocisków, wystrzelił osiem. Strzelał z damskiego, używanego przed wojną waltera kaliber 22. Kupił go w czasach PRL. Nie miał pozwolenia na broń. Został obezwładniony przez strażników miejskich.
– Zebraliśmy dowody potwierdzające, że Ryszard C. działał sam – mówi prokurator Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej prokuratury.
C. usłyszał pięć zarzutów: zabójstwa, usiłowania zabójstwa, stosowania przemocy z powodu przynależności politycznej (dwa zarzuty, ponieważ dotyczy to dwóch osób: Rosiaka i Kowalskiego) oraz nielegalnego posiadania broni.
Grozi mu dożywocie, ale – jak ustaliła "Rz" – jego adwokat rozważa wniosek o nadzwyczajne złagodzenie kary. Biegli psychiatrzy orzekli co prawda, że w czasie dokonywania czynu "rozumiał jego znaczenie i był w stanie kierować swoim postępowaniem" (to oznacza, że może odpowiadać w pełni), jednak – według nieoficjalnych informacji "Rz" – uznali również, że Ryszard C. ma zaburzenia osobowości i w chwili zabójstwa działał w silnym wzburzeniu.