Rzadko się zdarza, by tak młodego śledczego przenoszono w stan spoczynku. Jednak przełożeni zdecydowali, że zaledwie 36-letni Jarosław Duś musi opuścić prokuraturę. - Nie chciałem odchodzić z pracy, która była moją pasją - mówi „Rz" Duś.
Jego nazwisko stało się szerzej znane w 2009 r., kiedy wystąpił w Sejmie przed komisją badającą rzekome naciski na prokuraturę za rządów PiS. Zeznając pod rygorem odpowiedzialności karnej, opowiedział o rozmowie z prokuratorem Andrzejem Burzyńskim, który miał mu ujawnić, że przełożeni będą go szykanować za postawienie zarzutów Januszowi Kaczmarkowi w związku z tzw. aferą gruntową.
Kaczmarek to były prokurator apelacyjny w Gdańsku mający do dziś doskonałe kontakty w apelacji, do której należy Bydgoszcz. W 2007 r. śledczy podejrzewali, że to on, wówczas minister spraw wewnętrznych, zdradził biznesmenowi Ryszardowi Krauzemu szczegóły operacji CBA w Ministerstwie Rolnictwa. Akcja została spalona.
Kaczmarkowi nie udowodniono, że był sprawcą przecieku. Jednak nie ulegało wątpliwości, że kłamał podczas przesłuchania na temat kontaktów z Krauzem. Duś zarzucił mu składanie fałszywych zeznań i utrudnianie postępowania.
Po wyborach w 2007 r. na czele prokuratury stanął Zbigniew Ćwiąkalski. Ten sam, który w związku z aferą gruntową napisał opinię na prośbę obrońcy Krauzego, w której dowodził, że biznesmen nie może być pociągnięty do odpowiedzialności za utrudnianie postępowania, bo kłamiąc jako świadek, realizował prawo do obrony. Po zmianie władzy tych samych argumentów użyła prokuratura, wycofując się z zarzutów wobec Kaczmarka.