Wraz z pierwszymi doniesieniami o rosyjskiej agresji na Krymie, w sieci – na portalach społecznościowych, portalach informacyjnych i forach dyskusyjnych – pojawiło się mnóstwo komentarzy. Zaskakująco dużo wśród nich było głosów broniących działań Rosji.
Co więcej, powtarzane w nich były te same argumenty podawane przez rosyjskie władze – o rosyjskości Krymu, o konieczności ochrony ludności przed „faszystami z Kijowa", o prawie Krymu do samostanowienia.
Niemal natychmiast pojawiły się podejrzenia, że stoi za tym coś więcej niż tylko tradycyjna przekorność internautów. Jak podawał „Newsweek", wiele z podejrzanych komentarzy jest zamieszczanych z komputerów spoza Polski, a ich styl różni się od tego stosowanego przez większość polskich komentatorów. Podobne zjawisko można obserwować także na największych zachodnich portalach internetowych.
Informacja to klucz
Czy Rosja wynajmuje internautów, by szerzyć swoją linię propagandową?
– To wysoce prawdopodobne – uważa Joanna Świątkowska, ekspert Instytutu Kościuszki w obszarze cyberbezpieczeństwa. – Władze Rosji traktują bezpieczeństwo informacyjne jako kluczowy element ogólnego bezpieczeństwa państwa oraz podstawowe narzędzie do osiągania celów politycznych.