Kamil Kurek został znaleziony martwy pod jednym z wieżowców w Zielonej Górze. Śledczy szybko zakończyli postępowanie, twierdząc, że popełnił samobójstwo.
Rodzina miała jednak wątpliwości i zatrudniła prywatnego detektywa. Ten twierdzi, że Kamil został zamordowany. Matka chłopca złożyła zażalenie, a sąd nakazał powtórzenie śledztwa. Wytknął również policji i prokuraturze szereg błędów popełnionych w trakcie pierwszego postępowania.
Śledczy nie zebrali m.in. żadnych odcisków palców ani z klatki schodowej, ani domofonu, ani nawet okna, przez które Kamil miał wyjść na dach wieżowca. Nie zbadano też śladów krwi na ciele i ubraniach chłopca ani nie sprawdzono materiału biologicznego spod jego paznokci.
Matka Kamila próbowała ustalić część faktów na własną rękę. Rozmawiała z każdym mieszkańcem bloku, pod którym znaleziono ciało Kamila, a zebrane dowody sama przekazywała policjantce, która zajmowała się sprawą. Wynikało z nich, że mieszkańcy bloku feralnego wieczoru słyszeli krzyki na klatce, odgłosy szamotaniny oraz wezwania pomocy. Pani Iwona prosiła też policjantów, by sprawdzili billingi Kamila oraz nagrania pobliskiego monitoringu. Funkcjonariusze nie byli jednak zainteresowani tymi materiałami.
Sprawy nie ułatwiają też zeznania kolegi Kamila, który jako ostatni widział go żyjącego. Początkowo zasłaniał się niepamięcią. Teraz zmienił zeznania. Twierdzi, że rozmawiał chwilę z Kamilem na dachu, a gdy mieli schodzić, zauważył, że jest sam. Wrócił na dach, ale było już za późno.