Działające w Polsce firmy, których właścicielami są Azjaci, mają gigantyczne obroty, ale płacą symboliczne podatki. Nieopodatkowane zyski z handlu odzieżą czy sprzętem elektronicznym szmuglują za granicę. Taki obraz wyłania się z analizy przygotowanej przez kontrolę skarbową, do której dotarła „Rzeczpospolita".
Kontrolerzy fiskusa wzięli pod lupę 183 firmy mające siedziby głównie w ogromnym centrum handlowym w Wólce Kosowskiej pod Warszawą. – Tysiące spółek działa tam jak państwo w państwie – mówi nam jeden z autorów analizy.
W ubiegłym roku obrót badanych firm przekroczył 2 mld zł. – Kwota wpłaconego VAT wyniosła niecałe 490 tys. zł, co stanowi zaledwie 0,3 promila – mówi nam dyrektor Departamentu Kontroli Skarbowej w Ministerstwie Finansów Jacek Skonieczny. I zauważa, że w firmach o podobnych obrotach jest to zwykle 1 – 2 proc.
Pewna wietnamska firma miała w ciągu pięciu lat 60 mln zł obrotu, ale do budżetu oddała... 500 zł. – Prawdopodobnie pieniądze są wywożone z Polski w gotówce, w reklamówkach – wyjaśnia współautor analizy.
Służby przez lata toczyły bezowocną walkę z tzw. przestępczością azjatycką. W infiltracji środowiska handlarzy z Wietnamu i innych krajów Azji przeszkadzała głównie bariera językowa. Pomógł przypadek. W październiku 2010 r. w Wólce zjawili się pogranicznicy, którzy dostali sygnał, że w boksie C23 handluje się narkotykami. Zamiast nich znaleźli ukryte w stertach obuwia 76 tys. zł w gotówce, a w pomieszczeniach biurowych – 1,4 mln zł, 460 tys. dolarów i 3 tys. euro. Nikt się do tych pieniędzy nie przyznał.