Dla posłów z komisji śledczej Jan Kosek był na tyle ważnym świadkiem, że z powodu jego ciężkiej choroby zdecydowali się pojechać do Krakowa, by móc wysłuchać jego zeznań.
– Daliśmy się trochę zmanipulować – ubolewał już na miejscu poseł Bartosz Arłukowicz (Lewica).
– Zorganizowaliśmy całą tę wyprawę, by dowiedzieć się, że żadnej afery nie było, i wysłuchać kilku oskarżeń. To był błąd – ocenił.
Innego zdania jest Jarosław Urbaniak z PO. – Świadek może wiele nie powiedział, ale pewne rzeczy jednak się ułożyły – stwierdził. Kosek powiedział posłom, że nie jest żadnym baronem rynku jednorękich bandytów, za jakiego uchodzi, bo ma w nim zaledwie 2 proc. udziałów. W aferę hazardową został zaś wplątany przypadkiem i wbrew swojej woli tylko dlatego, że CBA podsłuchało kilka zdawkowych, na dodatek prywatnych rozmów.
Wynika z nich, że lobbujący u polityków PO za rozwiązaniami korzystnymi dla branży hazardowej Ryszard Sobiesiak konsultował z Janem Koskiem niemal wszystkie działania. Rozmawiał z nim o konieczności blokowania tzw. dopłat, jakie resort finansów chciał wprowadzić przy okazji nowelizacji prawa hazardowego. Z nim też wymieniał poglądy, że w razie niepowodzenia tego planu trzeba będzie skompromitować odpowiedzialnego za nowelizację wiceministra Jacka Kapicę.