Jego historia, z próbami samobójczymi, emocjonalnym listem do prasy, z niejasną rolą starych i nowych służb specjalnych, bardziej przypomina scenariusz thrillera niż życie. Realny jest jednak dramat, który dotknął dziennikarza i jego rodzinę.
29 lipca Sumliński napisał do mediów m. in., że zdarzają się takie dni, po których nic nie jest tak jak wcześniej, „po których człowiek umiera – chociaż żyje”. „Dla mnie ten najtragiczniejszy dzień nadszedł 13 maja br.”.
Wtedy do warszawskiego mieszkania dziennikarza wkroczyli funkcjonariusze ABW. Podczas rewizji zabrali tysiące stron dokumentów, w tym setki opatrzonych klauzulą tajne. A także właściwie skończoną książkę o operacjach inwigilacyjnych służb specjalnych PRL. Dziennikarz na 48 godzin trafił do aresztu. Tam miał podjąć pierwszą próbę samobójczą. W tym samym czasie przeszukano domy trzech innych osób, członków komisji weryfikacyjnej WSI – Piotra Bączka i Leszka Pietrzaka oraz emerytowanego pułkownika WSI Aleksandra L., który wcześniej opowiadał różnym dziennikarzom, że może im dostarczyć nieopublikowany raport z weryfikacji służb specjalnych. I to właśnie pułkownik L. zdaje się być kluczową postacią w historii, która się przytrafiła Sumlińskiemu. Dziennikarz twierdzi dziś, że to, iż w „ograniczony sposób zaufał L.”, było jego największym błędem.
Wojciech Sumliński, rocznik 1969, jest warszawiakiem, choć od lat częściej przebywa w Białej Podlaskiej niż w stolicy. Stamtąd pochodzi jego żona Monika. Poznali się na studiach w Akademii Teologii Katolickiej. Oboje skończyli psychologię. Ona pracowała w zawodzie, Sumliński nigdy. Od razu zajął się dziennikarstwem. – Gdy mąż pisał, zamykał drzwi od pokoju, spuszczał rolety i pracował przy małej lampce – opowiada żona. – Nie byłam zachwycona, gdy podejmował kontrowersyjne tematy, ale nie mogłam mu zabronić, praca była jego wielką pasją. Od 13 maja zachowuje się zupełnie inaczej, otwiera drzwi i okna, nie chce być ani przez chwilę sam.
Od czasu aresztowania nie napisał żadnego artykułu, pracował tylko nad swoim autorskim programem „Oblicza prawdy” dla TVP Lublin, aby wywiązać się z kontraktu.