Jakby cały świat się zawalił

Pożar w Łysych. Ogień w zakładzie największego pracodawcy zabrał wszystko. Pracownikom zostały auta i domy na kredyt

Aktualizacja: 01.07.2009 03:15 Publikacja: 30.06.2009 21:40

W poniedziałek spłonęła cała hala i część pomieszczeń socjalnych zakładów mięsnych JBB w Łysych. Poż

W poniedziałek spłonęła cała hala i część pomieszczeń socjalnych zakładów mięsnych JBB w Łysych. Pożar gasiło 58 jednostek straży pożarnej

Foto: EAST NEWS

Zatrudniające prawie 1500 pracowników zakłady mięsne JBB w 8-tysięcznej gminie pod Ostrołęką wyrosły na krajowego potentata w branży. Nikt już nie pamięta, że na początku lat 90. Józef Bałdyga zaczynał mięsny biznes z 16 ludźmi. Rocznie produkowali tysiąc ton wędlin. Teraz dziennie robią nawet 300 ton. To znaczy: robili. Do 15.30 w poniedziałek.

[srodtytul]Ludzie biegli z komórkami [/srodtytul]

– Mi to prawie czuprynę spaliło – opowiada Kamil, który pracował w poniedziałek w wędzarni. – Najpierw próbowaliśmy coś gasić, ale potem brygadzista kazał nam uciekać.

Proboszcz Stanisław Borkowski był wtedy na plebanii przy ulicy Kościelnej. Usłyszał strażacką syrenę. – Wyjrzałem przez okno. Ludzie szli ścieżką w stronę zakładów, nad którymi unosił się już czarny dym. Robili zdjęcia komórkami. Zaskoczyło mnie to. Wydało się niestosowne. Przecież tam pracowała cała wioska i pół powiatu. A oni zdjęcia... Ale potem, gdy coraz więcej jechało straży, widziałem ludzi wracających ze łzami w oczach. Płakali, bo zrozumieli, co się stało – opowiada proboszcz.

Ksiądz także poszedł pod zakład. W powietrzu śmierdziało plastikiem i palonym mięsem. Płonęły dwie hale i 2 miliony kilogramów gotowych wędlin i półtusz.

– Dym zakrywał niebo, dziesiątki straży, setki gapiów – opowiada Wiesław Kowalikowski, wójt gminy Łysy.

Żywioł udało się opanować około północy, pożar gasiło 58 jednostek straży pożarnej. – To największy powierzchniowo w ostatnich latach pożar. Ogień objął 22 tys. mkw. Gasiło go 260 strażaków – mówi Andrzej Frątczak, rzecznik Państwowej Straży Pożarnej.

[srodtytul]Żal we wsi[/srodtytul]

Kierowniczce gminnej biblioteki Mariannie Olszewskiej najbardziej żal małżeństw, które dzięki pracy w JBB wzięły kredyty na nowe domy. – Pan Bałdyga dobrze płacił. Ludzie mówią, że 2 – 2,5 tys. zł na rękę. To, jak dwoje pracuje, mogli sobie na kredyt pozwolić i dom budować. A teraz jakby im się świat zawalił. Dziś we wsi czuje się przygnębienie. Z ludźmi ciężko się rozmawia. Jakby zmarł tu ktoś bliski wszystkim – mówi Olszewska.

– Dużo małżeństw się do nas sprowadziło, bo oboje tam pracowali. Teraz będzie im ciężko. Dlatego w diecezji będzie zbiórka w ich intencji. Nie można ludzi samych zostawić – zapowiada proboszcz Borkowski.

[srodtytul]Nadzieja na pogorzelisku [/srodtytul]

Dziś na terenie zakładu, wśród spalonych hangarów i walających się zwęglonych kiełbas, widać było ubranych w zielone drelichy pracowników zakładu. Przyszli do pracy jak co dzień – na ósmą rano. Zamiast przetwarzać mięso, zabrali się do porządkowania terenu.

– Spaliło się, to odbudujemy i znów będziemy pracować – mówi pracownik z 15-letnim stażem.

Pracę obserwuje tłumek mieszkańców. – Takiego szefa jak Józef Bałdyga to ze świecą szukać – mówi jedna z pracujących w dziale technologicznym kobiet, która z dzieckiem na ręku przyszła zobaczyć, jak wygląda zakład po pożarze. – On naprawdę dba o ludzi. Młodszych namawia do rzucenia palenia, do uprawiania sportów. Jak pracownik miał imieniny, to dostawał stówkę ekstra. Festyny organizował. To bardzo dobry człowiek.

W Łysych trudno znaleźć kogoś, kto by o Bałdydze powiedział złe słowo. – Wspaniały mężczyzna. Dla całej okolicy zrobił niewyobrażalnie wiele – mówi wójt Kowalikowski, który przedsiębiorcę zna od dziecka.

Teraz największym problemem jest wywiezienie 2 tys. ton półproduktów mięsnych, które znajdowały się w zakładzie. – Pogoda nam nie sprzyja, jest bardzo ciepło. Jeśli się z tym szybko nie uwiniemy, to grozi nam epidemia – martwi się Stanisław Kubeł z Ostrołęckiego Zespołu Zarządzania Kryzysowego. – Wszystko trzeba zutylizować.

[srodtytul]Trudne kazanie [/srodtytul]

– To był szok – opisuje moment, w którym się dowiedział, że zakład płonie, Józef Bałdyga, właściciel JBB. – Trudno opowiedzieć, co się wtedy dzieje z człowiekiem... Co się stanie z jego pracownikami?

– Najbliższą wypłatę wszyscy na pewno dostaną – zapewnia właściciel. – Będziemy sprzątać. Niestety, pewnie część załogi będzie musiała pójść na bezpłatne urlopy, niektórzy na kuroniówkę.

Starosta ostrołęcki Stanisław Kubeł wystąpił już do Ministerstwa Pracy o dodatkowe pieniądze dla nowych bezrobotnych.

– Na pewno nikt nie zostanie bez środków do życia – zapewnia Jacek Kozłowski, wojewoda mazowiecki. – Na razie trwa szacowanie strat, będziemy monitorować potrzeby okolicznych gmin. Są w budżecie pieniądze zarezerwowane na takie tragedie i jestem gotów je uruchomić.

Dla ludzi najważniejsze jest jednak to, czy zakład zostanie odbudowany. – Na 100 procent – daje słowo Bałdyga. – Mamy własne receptury, znów wrócimy na rynek. Na mniejszą skalę produkcję uruchomimy już za cztery – pięć miesięcy. Obiecuję. Na razie nikt nie mówi, co było przyczyną pożaru. Wójt Kowalikowski słyszał, że zaczął się od pomieszczenia ze sprężarkami. Radiu Białystok jeden z pracowników mówił, że zapalił się wielki wentylator.

Jak było naprawdę, ustali dochodzenie. – Śledztwo dopiero się rozpoczęło – mówi "Rz" prokurator Andrzej Rycharski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Ostrołęce nadzorującej sprawę.

Nieoficjalnie wiadomo, że zakłady przetwórstwa mięsnego JBB były ubezpieczone, a wstępnie straty oszacowano na ponad miliard złotych.

Proboszcz Borkowski myśli, że odbudowa wielkiego zakładu potrwa co najmniej dwa lata. Co w tym czasie zrobią ludzie, których ogień pozbawił pracy?

– Przygotowuję kazanie na niedzielę. To będzie bardzo trudne kazanie – mówi proboszcz.

Zatrudniające prawie 1500 pracowników zakłady mięsne JBB w 8-tysięcznej gminie pod Ostrołęką wyrosły na krajowego potentata w branży. Nikt już nie pamięta, że na początku lat 90. Józef Bałdyga zaczynał mięsny biznes z 16 ludźmi. Rocznie produkowali tysiąc ton wędlin. Teraz dziennie robią nawet 300 ton. To znaczy: robili. Do 15.30 w poniedziałek.

[srodtytul]Ludzie biegli z komórkami [/srodtytul]

Pozostało 93% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo