Oskarżony o zgwałcenie oraz i przyjmowanie korzyści seksualnych od partyjnych działaczek ma kłopoty z kręgosłupem i nic nie wskazuje na to, że dolegliwości ustąpią. Sąd w Piotrkowie zaplanował w przyszłym tygodniu trzy rozprawy z udziałem Łyżwińskiego, ale bardzo wątpliwe, by odbyła się chociaż jedna. – Były wyznaczone z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem – wyjaśnia prezes sądu Paweł Hochman.
Sędzia prowadząca proces chciała, aby w areszcie zainstalować telebim, dzięki któremu były poseł Samoobrony mógłby śledzić przebieg rozpraw, ale ten nie wyraził na to zgody. Stwierdził, że w ten sposób zostanie ograniczone jego prawo do obrony. – Leczenie środkami przeciwbólowymi nie spowoduje powrotu męża do zdrowia – mówi żona Wanda Łyżwińska. – Jedynym sposobem na to jest wypuszczenie go na wolność i poddanie operacji kręgosłupa, a następnie rehabilitacji. Wtedy będzie możliwość wznowienia i doprowadzenia procesu do końca. Jednak w taką możliwość nie wierzę, bo łódzki sąd apelacyjny odrzucał zażalenia na areszt męża.
W środę odbędzie się posiedzenie w Łodzi, który ma zadecydować czy były poseł Samoobrony, zatrzymany 23 sierpnia 2007 roku, wyjdzie na wolność.
– Uważam, że wypuszczenie Stanisława Łyżwińskiego odwlecze zakończenie procesu w nie dającą się przewidzieć przyszłość – twierdzi Agata Kalińska-Moc, pełnomocnik Anety Krwaczyk, pokrzywdzonej i głównego świadka seksafery. – Świadczy o tym taktyka procesowa stosowana przez oskarżonego, który starał się wstrzymywać proces składając coraz to nowe wnioski dowodowe i próbując odwołać skład orzekający.
Mariusz Goss