Rycerze walczący w powietrzu

Zestrzeleni Niemcy dziwili się, że opatrzył ich polski lotnik Stanisław Skalski. Polacy na takie gesty liczyć nie mogli

Publikacja: 11.09.2009 05:27

Stanisław Skalski w kabinie samolotu Mustang w 1944 r.

Stanisław Skalski w kabinie samolotu Mustang w 1944 r.

Foto: NAC

Świeżo upieczony oficer eskadry myśliwskiej z Torunia Stanisław Skalski już 1 września wziął udział w zestrzeleniu niemieckiego samolotu rozpoznawczego. Wychowany na wzorcach z I wojny światowej po akcji wylądował obok załogi henschela Hs 126 i uratował zestrzelonych wrogów oraz opatrzył im rany. Niemcy nie posiadali się ze zdumienia.

Bo choć w 1939 r. na czele Luftwaffe stał Hermann Göring – ostatni dowódca pułku legendarnego w czasie I wojny światowej Manfreda von Richthofena – to już nie były czasy Czerwonego Barona. Jednym z pierwszych, którzy się o tym przekonali, był inny as polskiego lotnictwa Zdzisław Krasnodębski.

3 września Krasnodębski został zestrzelony przez messerschmitta 110. Polak wydostał się z kabiny. Gdy opadał na spadochronie, zobaczył zawracającego Me 110, który strzelał do niego z obu luf. Gdyby Niemca nie przegonił inny polski pilot, Krasnodębski byłby martwy.

Takie zachowanie nie mieściło się w głowie polskim lotnikom. Równie niepojęte było ostrzeliwanie kolumn cywilnych uciekinierów, bombardowanie miast i wsi niemających militarnego znaczenia.

Polskie lotnictwo w tym brutalnym starciu nie miało najmniejszych szans. Niemcy dysponowali 1,5 tys. bombowców i 1,1 tys. najnowocześniejszych wówczas myśliwców Me 109 i Me 110. Naszą siłę stanowiło niespełna 400 samolotów, w tym zaledwie 150 myśliwców. W dodatku były to przestarzałe konstrukcje P-11 i P-7.

Niedoskonałości maszyn Polacy przezwyciężali umiejętnościami. W starciu z szybszymi samolotami niemieckimi próbowali szczęścia, atakując z lotu nurkowego. Jednak wobec liczebnej i technicznej przewagi polskie lotnictwo de facto przestało istnieć w pierwszym tygodniu wojny. Swoje umiejętności lotnicy z września mogli w pełni pokazać dopiero podczas bitwy o Anglię.

Świeżo upieczony oficer eskadry myśliwskiej z Torunia Stanisław Skalski już 1 września wziął udział w zestrzeleniu niemieckiego samolotu rozpoznawczego. Wychowany na wzorcach z I wojny światowej po akcji wylądował obok załogi henschela Hs 126 i uratował zestrzelonych wrogów oraz opatrzył im rany. Niemcy nie posiadali się ze zdumienia.

Bo choć w 1939 r. na czele Luftwaffe stał Hermann Göring – ostatni dowódca pułku legendarnego w czasie I wojny światowej Manfreda von Richthofena – to już nie były czasy Czerwonego Barona. Jednym z pierwszych, którzy się o tym przekonali, był inny as polskiego lotnictwa Zdzisław Krasnodębski.

Kraj
Jerzy Owsiak zaapelował do prokurator Ewy Wrzosek. „Proszę cały czas trwać w swoich przekonaniach”
Kraj
Adam Traczyk: Badania kandydatów na prezydenta zdradzają nasze uprzedzenia
Kraj
Wątpliwa przerwa w przesłuchaniu Barbary Skrzypek
Kraj
Rzeczy osobiste odebrane przez Niemców wracają po latach do rodzin więźniów
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Kraj
Donald Tusk chce przeszkolić rocznie 100 tys. ochotników. Czy to realne?
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń