Czy pan się martwił – do tej pory nie wiadomo. Funkcjonariusz SB cieszył się, że nareszcie może skuć solidarucha, a nawet i stłuc go po bezczelnej gębie. Wyprowadzony przez bezpiekę nocą z domu działacz NSZZ „Solidarność "zastanawiał się, czy zawiozą go do więzienia w kraju rodzinnym, czy w Kraju Rad. Jeden milicjant z przyjemnością dzierżył pałkę, drugi czuł się nieswojo. Żołnierzowi też bywało przyjemnie, ale czasem czuł wstyd. No i zimno.
Egzekutywę zawieszono, więc partyjny nie miał komu rzucić legitymacji. Inny się cieszył, że nareszcie towarzysze z wojska wzięli hołotę za mordę. Dziennikarz patrzył na nagle bezużyteczną maszynę do pisania i na kolegę, który w wojskowym mundurze czytał z namaszczeniem telewizyjny dziennik bezprawnych dekretów i zwykłych kłamstw. Z ulgą myślał, że go wyrzucą z redakcji. Chłop lękał się rekwizycji i dostaw obowiązkowych. Lekarz nie wiedział, jak dotrzeć do chorego, a chory – jak zawiadomić lekarza o chorobie. Dyrektor denerwował się, że wsadzą mu na kark komisarza. Spóźniony bał się godziny policyjnej, sąsiad sąsiada, a matka bała się o syna.
Syn zamiast znaczka wpinał w klapę opornik.
To wszystko po 16 miesiącach, w ciągu których zapominano już, co to strach. Po czasie entuzjazmu i nadziei, solidarności tak zaskakująco jednoczącej naród nadeszła – w rytmie stukotu żołdackich butów i chrzęście gąsienic – wielka zmiana. Ponury czas, jaki nastał 13 grudnia 1981 roku, przypominają dziś historycy z IPN. Przygotowali też drobiazgowo sprawdzoną listę ofiar stanu wojennego z informacją, czy znaleziono i ukarano winnych ich śmierci. Ta lista przynajmniej w naszej pamięci nie może ulec ani przedawnieniu, ani zatarciu.
Czytaj w dodatku "Stan wojny z narodem":