Spotykamy je na ruchliwych skrzyżowaniach, gdy z wycieraczkami w dłoniach i brudną wodą w wiaderkach bez pytania zaczynają czyścić szyby naszego samochodu. Inne kręcą się wieczorami po zatłoczonych pubach i ogródkach piwnych w centrach miast, sprzedając podchmielonym klientom świeże kwiaty lub prosząc o parę złotych. Są też mali, umorusani od stóp do głów łachmaniarze, którzy wpatrując się w nas smutnym wzrokiem, przechadzają się w milczeniu po tramwaju, potrząsając żałośnie puszką z drobniakami. A najmłodsze z nich niczym martwe rekwizyty spoczywają bez ruchu na rękach swoich matek, proszących o jałmużnę pod kościołem. Kim są proszące o kilka złotych dzieci, które latem widzimy na ulicach? I jak poważny jest problem dziecięcego żebractwa?
Fundacja Dzieci Niczyje na przełomie 2011 i 2012 r. przeprowadziła w ramach międzynarodowego projektu badawczego „Study on typology and policy responses to child begging in the EU" serię wywiadów z ekspertami zajmującymi się tą tematyką w kilku polskich miastach. Po przeanalizowaniu statystyk badacze nie byli w stanie powiedzieć nic pewnego na temat skali zjawiska. Dane są fragmentaryczne, a osoby zaangażowane w zwalczanie problemu udzielają sprzecznych odpowiedzi. W policyjnych statystykach i raportach z wybranych programów walki z żebractwem mowa jest o kilkudziesięciu interwencjach rocznie. Ale to tylko część prawdy, bo nikt nie wie, ilu przypadków się nie zgłasza.
Więcej w „Przekroju" oraz na www.przekroj.pl