– Nawiązują wirtualny kontakt, obłaskawiają poznaną osobę, w końcu proponują spotkanie, które często ma dramatyczny finał. Ofiary są bite, okradane, nawet gwałcone – mówi „Rzeczpospolitej" Iwona Kuc z Komendy Głównej Policji.
Skala zjawiska jest trudna do oszacowania, bo statystyki nie wyodrębniają spraw, w których sprawca i przyszła ofiara poznały się w sieci. Jednak zdaniem Kuc „zdarzeń, których początkiem jest znajomość nawiązana w sieci, notuje się coraz więcej".
Eksperci tłumaczą, że tak musi być przy coraz powszechniejszym dostępie do internetu. O ile cyberprzestępcy potrzebują informatycznej wiedzy, by się wzbogacić, o tyle sprawcy pospolitych nadużyć bazują na jednym: zdobyciu zaufania ofiary.
– Wchodzą na portale społecznościowe czy popularne serwisy randkowe, z których korzystają miliony ludzi. Od poznanych tam osób wyciągają jak najwięcej informacji, żeby później sprofilować ofiarę i wykorzystać jej słabe punkty – wyjaśnia Iwona Kuc.
Przykładów jest mnóstwo. Zamiast romantycznej randki z Francuzem poznanym za pośrednictwem portalu randkowego 37-letnia mieszkanka Krakowa przeżyła horror. Z dwa lata starszym od niej mężczyzną prowadziła rozmowy przez internet, później przez telefon. Aż nowy znajomy zaproponował spotkanie w w mieszkaniu kobiety w Krakowie. Zgodziła się.