Kobieta była w wynajmowanym apartamencie na warszawskim Mokotowie razem z byłym szefem "Faktów", gdy właściciele lokalu wezwali policję.
Na zdjęciach z mieszkania, które zrobił później właściciel, a które trafiły do mediów, widać było erotyczne gadżety, dmuchane lalki i biały proszek. Później okazało się, że były to narkotyki.
Po roku medialnej ciszy Elżbieta Wycech opowiedziała tygodnikowi „Newsweek" jak poradziła sobie z całą sytuacją, co straciła i dlaczego musiała wyjechać z Polski.
Wspominała, że zanim zobaczyła tygodnik „Wprost", ze słynnymi już zdjęciami, to już dzwonili do niej dziennikarze tabloidów.
- Pytali: czy handluję narkotykami, czy jestem kochanką Kamila albo prostytutką. Przestałam odbierać. W końcu zadzwonił przyjaciel, przeczytał mi ten artykuł, a ja słuchałam i płakałam. Nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę – opowiadała Wycech.