Cały świat ze zdziwieniem przyglądał się napływającym z kolejnych stanów wynikom amerykańskich wyborów. I coraz bardziej zmieniającej się na korzyść Trumpa geografii politycznej. Wyniki z godziny na godzinę, w ślad za sukcesami w kolejnych swinging states, coraz bardziej zapowiadały triumf jednego z najbardziej kontrowersyjnych, a na pewno najbardziej znienawidzonego przez elity kandydatów na prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Na koniec mieliśmy już pewność. Fenomen Brexitu nieoczekiwanie znalazł potwierdzenie w Stanach Zjednoczonych. Brutalna retoryka wyborcza, ewidentny hate w kampanii Trumpa przeważył nad rzekomo racjonalnymi argumentami pewnych swego środowisk opiniotwórczych. Niechęć wobec wyalienowanych elit, potrzeba fundamentalnej zmiany okazała się wśród wyborców mocniejsza, niż strach przed nieobliczalnym Trumpem. Przypomnienie przez szefa FBI Jamesa Comeya afery e-mailowej było już tylko wisienką na tym antyclintonowskim torcie.