Reklama
Rozwiń
Reklama

Guma, czyli Polenwitz

Ujmujący obrazek polsko-niemieckiej przyjaźni zamieścił stołeczny dodatek do "Gazety Wyborczej" w mikroreportażu z uroczystego otwarcia nowej ambasady naszych zachodnich sąsiadów. Gospodarze, jak czytamy, podbili serca zaproszonych gości.

Aktualizacja: 20.07.2009 21:31 Publikacja: 20.07.2009 21:29

"W ogrodzie sypią się anegdoty" – notuje autor, i choć cytuje tylko jedną, od razu pokazuje ona, na jakiej płaszczyźnie nawiązała się nić porozumienia.

Owoż na okoliczność budowy trzeba było wyciąć drzewa, za co miasto zażądało ustawowej opłaty. Sam ambasador Niemiec udał się do ówczesnego prezydenta stolicy Lecha Kaczyńskiego. Ale ten – o zgrozo! – ośmielił się "przyjąć go chłodno" i prośby ambasadora nie załatwić. I ostatecznie bratnie mocarstwo musiało za wycinkę zapłacić tak jak jakiś byle Polak.

Tak, przez Kaczyńskiego stosunki z Berlinem "bardzo się ochłodziły", ale na szczęście obecna pani prezydent stolicy tak Niemców zachwyca, że burmistrz Berlina aż złamał kiedyś dla niej protokół, wręczając wielki bukiet kwiatów (domyślam się, co to znaczy dla Niemca złamać protokół).

Dlatego aby dać polskim gościom odczuć ten luzik, gospodarze przygotowali niespodziankę: kiedy zaproszeni przeszli nad sztuczny, plastikowy staw zdobiący ogród, zobaczyli, iż ustawiono na nim kilka wielkich gumowych kaczek. I "nagle niemiecki dziennikarz powtarza ze śmiesznym akcentem nazwisko: "Kaczyński"".

Tu dziennikarz "Wyborczej" taktownie milknie, ale można się domyślić, jakie to były jaja i ile śmichu.

Reklama
Reklama

Kaczor z gumy, ja cię kręcę! I mówią, że Niemcy nie mają poczucia humoru! A tu, proszę bardzo, okazuje się, że potrafią rodzime towarzycho rozbawić do łez. Kaczora z gumy postawili! Dobrze, że redaktor z "Wyborczej" nie pękł ze śmiechu, bo, sądząc z jego artykułu, był blisko.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/07/20/guma-czyli-polenwitz/]Skomentuj[/link][/ramka]

"W ogrodzie sypią się anegdoty" – notuje autor, i choć cytuje tylko jedną, od razu pokazuje ona, na jakiej płaszczyźnie nawiązała się nić porozumienia.

Owoż na okoliczność budowy trzeba było wyciąć drzewa, za co miasto zażądało ustawowej opłaty. Sam ambasador Niemiec udał się do ówczesnego prezydenta stolicy Lecha Kaczyńskiego. Ale ten – o zgrozo! – ośmielił się "przyjąć go chłodno" i prośby ambasadora nie załatwić. I ostatecznie bratnie mocarstwo musiało za wycinkę zapłacić tak jak jakiś byle Polak.

Reklama
Komentarze
Zuzanna Dąbrowska: Donald Tusk je przystawki, żurek i czeka na drugie danie
Materiał Promocyjny
Aneta Grzegorzewska, Gedeon Richter: Leki generyczne też mogą być innowacyjne
Komentarze
Sposób na Donalda Trumpa. Lewicowa rewolucja w Nowym Jorku
Komentarze
Jan Zielonka: Holenderskie lekcje dla Polski
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Wielka inba w edukacji. Czy rząd Donalda Tuska straci poparcie nauczycieli?
Materiał Promocyjny
Osiedle Zdrój – zielona inwestycja w sercu Milanówka i… Polski
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego afera z działką pod CPK nie cichnie, czyli co najbardziej martwi PiS
Reklama
Reklama