Że zabraknie pieniędzy w funduszu drogowym – wiadomo było od dawna. Ale premier uparcie zapewniał, że ten brak nie odbije się na budowie nowych dróg, a jego podwładni (może w myśl zasady "po co babcię denerwować") fikcję tę podtrzymywali.
W efekcie robione teraz na gwałt cięcia mają charakter bezmyślny – wstrzymywane są te inwestycje, które można wstrzymać bez płacenia odszkodowań, a nie te mniej ważne. Nawet jeśli rząd naprawdę wybuduje to, co obiecuje w tej chwili (załóżmy), nic to nie da, bo ani jedna ważna droga nie będzie gotowa i przejezdna w całości. A kilkadziesiąt kilkunastokilometrowych odcinków lepszej nawierzchni porozrzucanych chaotycznie po kraju to nie żadna infrastruktura.
Kompletnym skandalem jest faktyczny zakaz łączenia emerytury z pracą. Po pierwsze – nonsens, po drugie – nieuczciwość, po trzecie – rażąca niekonsekwencja wobec otrąbienia jako wielkiego sukcesu programu 50+. Podobnie jest z OFE.
Do tego władza funduje nam istny festiwal zachowań godnych filmów Barei. Prezydent stolicy każe nam się przyzwyczajać do śniegu, minister od korupcji oznajmia, że od walki z korupcją tylko rosną żądania łapówkarzy, premier każe nam robić dzieci, zamiast się oglądać na emerytury, a jego podwładni sugerują, że człowiek, który całe życie był na konto obiecywanej emerytury okradany, a który na starość chce być jeszcze pożyteczny i pracować, jest naciągaczem. Minister od rozkładu kolei zaś demonstracyjnie odbiera premie, których nie było, a potem, zamiast ukłonić się i sobie iść, podsuwa kozłów ofiarnych.
Po trzech latach snucia bajek, picu i piaru nagle widzimy władzę Tuska w realnym działaniu. Niezły widok.