Nasi piłkarze tylko w pierwszych minutach mogli się podobać. Wypracowali dwie dogodne sytuacje, nie wykorzystali ich, a potem, przez ponad godzinę prezentowali się tak, że można to nazwać „satyrą na leniwych chłopów”.
Żadnych pomysłów, żadnych zrywów, nikogo, kto mógłby grę opanować i poprowadzić. Sytuacja nie zmieniła się nawet, kiedy Finowie prowadzili po rzucie karnym. Łukasz Skorupski popełnił błąd, ale był on efektem wyprowadzenia piłki, co nie jest mocną stroną ani tego bramkarza, ani naszych obrońców.
Czytaj więcej
Polacy przegrali pierwszy mecz po aferze opaskowej. W Helsinkach ulegli 1:2 przeżywającej kryzys...
Karny był dopiero pierwszym celnym strzałem gospodarzy, mimo że upłynęło już pół godziny gry. Polacy zachowali się po stracie, jakby ich to nie dotyczyło. Szczerze mówiąc chyba mieli prawo wierzyć, że to przypadek, a Finowie są na tyle słabi, że za chwilę sami stracą gola.
Nie dość, że nic takiego się nie stało, to drugą bramkę straciliśmy my. I to nie z winy bramkarza, a kilku zawodników. Począwszy od złego podania Sebastiana Szymańskiego w środku boiska, braku orientacji Mateusza Skrzypczaka i niewłaściwej oceny sytuacji przez Jana Bednarka.