Gospodarze przewyższali lechitów pod względem techniki, szybkości przeprowadzanych akcji, agresywności. Wykazywali te cechy już przed tygodniem w Poznaniu, ale mieli pecha. Tym razem, niezależnie od tych przewag sprzyjało im szczęście.
Po trzecim golu dla Karabachu w 56. minucie, grała już tylko jedna drużyna. Lech nie bardzo wiedział, jak odrobić stratę. Nie potrafił wyprowadzić piłki, obrońcy popełniali stanowczo za dużo błędów. Widać było u polskich zawodników duże zmęczenie.
Czytaj więcej
Lech Poznań przez trzy lata zarobił na piłkarzach 30 mln euro, ale poskąpił na bramkarza. Artur Rudko popełnił dwa błędy, a później myliła się już cała drużyna. Kolejorzowi zabrało argumentów i przegrał w Baku z Karabachem FK 1:5. Azerowie byli faworytem, ale taki wynik to wstyd.
Trener Lecha, Holender John van den Brom czekał ze zmianami aż do 72. minuty. Kiedy już przeprowadził dwie naraz, Filip Szymczak w pierwszej akcji stracił piłkę, Antonio Milić dał się ograć w polu karnym i Lech stracił czwartą bramkę. Piąta padła trzy minuty później, a zapowiadało się na kolejne, bo lechici, nie dość, że rozbici psychicznie, nie mieli sił. Być może wpuszczenie na boisko trzech pomocników jednocześnie powinno nastąpić nie w 85. minucie, kiedy było już po meczu, a znacznie wcześniej.
Lech ma spory problem. Trzeba poszukać bramkarza, obrońców, odbudować drużynę mentalnie. Bo tak naprawdę - to była klęska mistrza Polski.