Bogusław Chrabota: Klucz w biurku Putina

Czy czeka nas wojna o gaz? W interesie zwłaszcza najuboższych Europejczyków trzeba szybko powrócić do projektu unii energetycznej.

Publikacja: 06.10.2021 19:32

Bogusław Chrabota: Klucz w biurku Putina

Foto: AFP

Mam świadomość, że głośne upomnienie się dziś przez rząd Prawa i Sprawiedliwości o realizację postulatu tzw. unii energetycznej jest trudne, bo to pomysł Donalda Tuska (wcześniej mówił o niej J. Buzek). A w chorobliwie spolaryzowanej polskiej polityce, dla PiS wszystko, co „pachnie Tuskiem", jest z góry skazane na pryncypialne potępienie. Jednak dłużej klasztora niż przeora; energetyczna przyszłość Polski jest kwestią strategiczną, ważniejszą od najbardziej nawet emocjonującego sporu w polityce. Bo to my, obywatele tego kraju, a zarazem konsumenci energii, będziemy coraz więcej płacili za prąd, gaz czy paliwa do samochodów. To nas w coraz mniejszym stopniu stać będzie na ich zakup, a sfery wykluczeń będą się powiększały. W ich efekcie to państwo polskie, nikt inny, w przewidywalnej przyszłości będzie musiało zorganizować system dopłat. Niezależnie, kto będzie rządził, Tusk czy Kaczyński, to podatnik, czyli każdy z nas, za to zapłaci.

Przypomnę, że w 2014 roku ówczesny premier polskiego rządu zaproponował program maksimum: uwspólnienie w ramach UE sieci przesyłowych, solidarność energetyczną, wspólne zakupy. Komisja Europejska nie była tymi pomysłami szczególnie zainteresowana. Jej przewodniczący J.C. Juncker pomysł podjął, ale w wymiarze szczątkowym. Dziś energetyczne realia Europy potwierdzają diagnozę Donalda Tuska sprzed siedmiu lat. Wcześniejsze intuicje dotyczące wojen hybrydowych Kremla dziś się sprawdzają. Gazprom, prowadząc rozgrywkę o Nord Stream 2, zakręca kurek z gazem. Świadomie zaniża podaż surowca, co radykalnie podnosi jego ceny. Europa ma płacić więcej, a przede wszystkim zrozumieć, że klucze do jej bezpieczeństwa energetycznego spoczywają w biurku Władimira Putina.

Czytaj więcej

Czas na unię energetyczną. Ceny gazu szaleją

Efekt? Coraz powszechniejsza panika. W Niemczech magazyny gazu świecą pustkami. Francja pod presją ulicy zamraża ceny gazu do wiosny. Te ostatnie w Hiszpanii rosną o 40 proc. W mierzących się z problemami budżetowymi Włoszech premier Draghi wprowadza miliardową subwencję dla 5,5 mln najbiedniejszych mieszkańców. Nad Wisłą też czają się poważne podwyżki. Dotkną nie tylko gazochłonny przemysł, ale również miliony konsumentów indywidualnych. Dla tych ostatnich mogą być szczególnie drastyczne. Konsumentów gazu są miliony, a wielu z nich wywodzi się z najgorzej uposażonych segmentów społeczeństwa; to emeryci i ludzie samotni.

Czy czeka nas wojna o gaz? Jest takie ryzyko. Dlatego w interesie zwłaszcza najuboższych Europejczyków trzeba szybko powrócić do pierwotnych idei z projektu unii energetycznej. Dać wgląd instytucjom unijnym w umowy z dostawcami. Zabezpieczyć się przeciw praktykom monopolistycznym. Zacząć budować wspólny system magazynowania i interkonektory. Przymierzyć się do wspólnych zakupów. W ten sposób wyjmiemy klucz do stabilności energetycznej Europy z biurka na Kremlu. To właściwy, a przede wszystkim niezbędny wymiar integracji europejskiej. Wymiar, na którym Warszawie i wszystkim innym stolicom europejskim powinno zależeć.

Czemuż takiego zadania nie postawić polskiemu rządowi? I premierowi Morawieckiemu osobiście? Jasne, sprawa kojarzy się z nazwiskiem Donalda Tuska. Ale i z tym można sobie poradzić. Nazwijcie, więc ten program inaczej. Choćby „Europejskim mechanizmem solidarności gazowej". Nazwijcie jak chcecie. Ale bierzcie się do roboty, bo zima blisko. A po niej będzie następna. Czasu nie mamy zbyt wiele.

Mam świadomość, że głośne upomnienie się dziś przez rząd Prawa i Sprawiedliwości o realizację postulatu tzw. unii energetycznej jest trudne, bo to pomysł Donalda Tuska (wcześniej mówił o niej J. Buzek). A w chorobliwie spolaryzowanej polskiej polityce, dla PiS wszystko, co „pachnie Tuskiem", jest z góry skazane na pryncypialne potępienie. Jednak dłużej klasztora niż przeora; energetyczna przyszłość Polski jest kwestią strategiczną, ważniejszą od najbardziej nawet emocjonującego sporu w polityce. Bo to my, obywatele tego kraju, a zarazem konsumenci energii, będziemy coraz więcej płacili za prąd, gaz czy paliwa do samochodów. To nas w coraz mniejszym stopniu stać będzie na ich zakup, a sfery wykluczeń będą się powiększały. W ich efekcie to państwo polskie, nikt inny, w przewidywalnej przyszłości będzie musiało zorganizować system dopłat. Niezależnie, kto będzie rządził, Tusk czy Kaczyński, to podatnik, czyli każdy z nas, za to zapłaci.

Komentarze
Jędrzej Bielecki: Ameryka przestaje mówić o integralności terytorialnej Ukrainy
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Reformowanie brytyjskich sądów i inne rzeczy, których Jarosław Kaczyński mówić nie powinien
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Riczard Czarnecki robi PiS katastrofalny problem
Komentarze
Szułdrzyński: Dlaczego Donald Tusk wprowadza pojęcie demokracji walczącej
Komentarze
Taylor Swift może zgotować Donaldowi Trumpowi amerykańskie Jagodno
Komentarze
Z kogo śmieje się Kamala Harris