Choć Stonsi wydają się temu przeczyć, czas płynie, a ludzie nie są nieśmiertelni. Fantastyczna czwórka, mimo że w sumie ma około trzystu lat, rzuciła Stadion Narodowy na kolana. Koncert był – w przeciwieństwie do poprzedniego na Służewcu w 2007 roku – szczytem profesjonalizmu. Keith Richards trafiał nie tylko w struny, ale trzymał się taktu, a jego gitara, podobnie zresztą jak gitara Ronniego Wooda dzięki akustykom brzmiała – kiedy trzeba – wyjątkowo potężnie. W tak dobrej formie gitarowej nie widziałem go zresztą nigdy.
Czytaj także: Światowe media piszą o słowach Micka Jaggera
Fantastycznie wypadł Mick Jagger, który na scenie młodnieje o 40 lat. Wyrabiał się głosowo i tańczył na wychodzącej w publiczność scenie jak w latach 60. Niezwykle dynamiczny był również Wood i tylko Charlie Watts, z dostojną siwizną wyglądał znad perkusji jak patriarcha. Należy podkreślić umiejętności muzyczne i wokalne reszty muzyków, a zwłaszcza grającego na basie Darylla Jonesa (zagrał fantastyczną solówką) i pianisty Chucka Leavella, niegdyś członka Allmann Brothers, a dziś podpory koncertowej min. Stonesów, czy Claptona.
Muzyka? Prawie dwie godziny dojrzałych wersji starych hitów. Wydłużone, wsparte sekcjami dętymi i chórem utwory, które wszyscy znamy. Pełne instrumentalnych pasaży, ale stanowczo nie wynudzone. W fotel wbiła mnie znakomita wersja Symphaty for the Devil, oczarowała Miss you, porwała Satisfaction. Całemu koncertowi towarzyszyła wyszukana oprawa świetlna, cztery wielkie bimy pokazujące muzyków i fantastyczna publiczność, która entuzjazmem reagowała na każde (a było ich wiele) zdanie mówione przez Jaggera po polsku. Kiedy zaś nawiązał do listu Wałęsy: „Polska to piękny kraj. Jestem za stary, żeby być sędzią, ale wciąż młody, żeby śpiewać” – stadion eksplodował entuzjazmem. Ilu ludzi tego słuchało?
Prawdopodobnie kilkadziesiąt tysięcy. Ile wysłucha ze zrozumieniem? Nie wiem. Ale faktem jest, że dzięki koncertowi na Stadionie Narodowym historia zatoczyła koło. Pięćdziesiąt lat temu Stonsi w Pałacu Kultury zmienili PRL. Dziś, w końcu kariery raz jeszcze zagrali dla Polaków. Czy coś zmienią? Zaobaczymy.