Autor artykułu zapewne nie zna krążącego swego czasu po naszym Internecie wierszyka: "na fotelu siedzi Donek, nic nie robi cały dzionek", niemniej to, co napisał, w wymowie bardzo ten wierszyk przypomina: nie zreformował finansów, bo mu się nie chciało, nie spełnia wyborczych obietnic, bo czasu ma za mało, nie buduje autostrad, bo to za dużo roboty, nie naprawia służby zdrowia, bo straszne z tym kłopoty… i tak dalej – a z tym wszystkim uśmiecha się promiennie, składa całą winę na prezydenta i zapowiada, że od jesieni rząd "zdynamizuje" prace.
Mówiąc poważniej; jak powiada znajomy spec od tych spraw, można sobie robić dowolny pijar, byle tylko samemu weń przypadkiem nie uwierzyć. Wydaje się, że premierowi właśnie to nieszczęście się przytrafiło. Usłyszał od Zachodu tyle komplementów, że chyba naprawdę uznał, iż tylko "wystarczy być", a raczej, że wystarczy nie być Kaczyńskim.
Świat tymczasem, zwłaszcza świat gospodarki, ma jednak wobec Polski oczekiwania dalej idące, a dziennikarze te oczekiwania wyrażający nie znają tego zabobonnego lęku przed naruszeniem czci premiera, jaki cechuje tych z "Gazety Wyborczej" czy "Polityki". I co z tym zrobić? Odmówić im za karę wywiadów? Posłać ministra Grada, żeby spróbował wydawcy "Financial Timesa" wyperswadować, że miłość ma swoje prawa? Ten akurat już nieraz próbował "wpłynąć" na brytyjskich wydawców i zdążył się przekonać, że nie takie to łatwe.