[link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/06/03/poczucie-humoru-bartoszewskiego/" "target=_blank]Weź udział w dyskusji[/link]
Nie będę się spierał co do swoich kwalifikacji umysłowych. Wielokrotnie słyszałem, że skoro nie rozumiem, iż ludzie z kręgu Geremka, Kuronia i Michnika po prostu wszystko wiedzą lepiej, a i moralnie stoją wyżej od całej reszty, to mój brak inteligencji i wiedzy, podobnie jak i podłość, są po prostu oczywiste i nie ma się co trudzić ich udowadnianiem. Przywykłem już do tego dyskursu i nie robi na mnie wrażenia. Jeśli na kimś robi, to współczuję.
Coś mi się tylko przypomniało.
Lat temu ? ho, ho, albo jeszcze dawniej ? Elżbieta Isakiewicz, wówczas wicenaczelna „Gazety Polskiej”, miała tam stały felieton „moje awantury”, stylizowany na urągania prostej baby wymachującej wałkiem. W jednym z tych felietonów, po gafie Władysława Bartoszewskiego, wówczas Ministra Spraw Zagranicznych, popełnionej podczas wizyty w Izraelu, napisała coś w stylu: „w tym wieku, dziadku, to powinieneś siedzieć w domu i parzyć sobie ziółka, a nie jeździć po świecie i przynosić Polsce wstyd”. Jednym się to spodobało, innym nie, jedni i drudzy szybko zapomnieli.
Nie zapomniał tylko Władysław Bartoszewski. Paręnaście lat później, gdy nowy wydawca „Tygodnika Powszechnego” zatrudnił Elżbietę Isakiewicz w tym piśmie, „straszny dziadunio” postawił ultimatum: albo ta pani wyleci stąd z hukiem, albo ja demonstracyjnie składam godność członka rady programowej pisma. I faktycznie, gdy wydawca, najwyraźniej moralny karzeł o niskiej inteligencji, publicystki nie wyrzucił, Bartoszewski rzucił dymisją, nie kryjąc wcale, iż powodem jest właśnie pani Isakiewicz i jej felieton sprzed lat. „Kiedy mnie ktoś obrzyga w autobusie, to oczywiste, że się odsuwam” ? wyjaśnił to w typowych dla siebie, przepojonych inteligentną ironią słowach.