Miało być ostro, prowokacyjnie. Przemarsz tysięcy Rosjan przez centrum Warszawy to nie to samo co pochód rozradowanych Chorwatów przez Poznań. W dodatku goście ze Wschodu mieli nieść symbole komunistyczne – czerwone flagi z sierpem i młotem, portrety Lenina. Odpowiedź na taką prowokację mogła być tylko jedna – kontrmanifestacja. Tymczasem organizacje polskich kibiców nawoływały do spokoju, ostrzegając przed prowokacją, ich rosyjscy koledzy z kolei zrezygnowali z wznoszenia haseł politycznych, o symbolach komunistycznych nie wspominając. W rezultacie była bodaj jedna czerwona flaga i portret Stalina na ponad trzy tysiące maszerujących. W dodatku gros rosyjskich kibiców w ogóle nie wzięło udziału w pochodzie.
Harcownicy obu stron, którzy mimo to próbowali rozpętać awanturę na większą skalę, pozostali osamotnieni. Miażdżąca większość sympatyków piłki nie była ani trochę zainteresowana ich wyczynami. Ludzie woleli w przyjaźni i spokoju przeżywać widowisko na stadionie czy razem popijając piwo w warszawskich barach z telebimami.
To są udane mistrzostwa. Dobrze przygotowaliśmy stadiony i strefy kibica, ciepło przyjmujemy przyjeżdżających do nas gości. Znakomicie zachowała się policja, umiejętnie izolując burdy bez nadmiernej brutalności, punktowo namierzając chuliganów.