Młodzi Polacy bardzo chcieli i jeszcze bardziej nie mogli. Kolumbijczycy byli od nich lepsi technicznie, szybsi, sprawniejsi, wyżej skakali. A do tego atakowali już na naszej połowie, utrudniając nam przyjęcie piłki i rozegranie akcji. Przez półtorej godziny udało się nam tylko kilka razy podejść pod ich pole karne. Pierwszy róg wywalczyliśmy w 45. minucie. Nie oddaliśmy ani jednego celnego strzału. Przy ogromnej przewadze Kolumbii można powiedzieć, że wynik 0:2 nie oddaje różnicy poziomów.
W wyjściowej jedenastce znalazło się siedmiu zawodników z polskich klubów ekstraklasy i pierwszej ligi. Ale między nimi, a piłkarzami z Leeds, Norymbergi, Leverkusen czy Stuttgartu nie było żadnej różnicy. Wszyscy wtopili się w szarość. Poważny błąd przy pierwszej bramce popełnił akurat ten, który miał być filarem linii obrony - stoper Sebastian Walukiewicz z Pogoni. Ale wszyscy je robili, z innymi ligowcami Bartoszem Sliszem z Lubina i Tomaszem Makowskim z Lechii włącznie. Radosław Majecki z Legii był najlepszym zawodnikiem reprezentacji, a jak wyróżnia się bramkarza to wiadomo kto miał przewagę w polu.
Ten mecz dobrze pokazał różnicę między dwudziestoletnimi absolwentami polskiej szkoły futbolu i kolumbijskiej. Nie ma u nas, również w pierwszej reprezentacji graczy linii pomocy, którzy wzięliby piłkę, ruszyli na bramkę, minęli po drodze kilku przeciwników, zrobili przewagę, wypracowali sytuacje partnerom. To wynika ze szkolenia, przede wszystkim pod względem technicznym. Kolumbijczycy grali do przodu, a Polacy do tyłu, bo to łatwiejsze.
Najlepszym zawodnikiem na boisku był skrzydłowy Ivan Angulo. 170 cm wzrostu, zawodnik brazylijskiego Palmeiras. Ktoś taki jak Joel Valencia z Piasta w ekstraklasie. Drybler taki, że strach do niego podejść, bo może ośmieszyć. W Polsce nie ma takich piłkarzy, a nawet jeśli się pojawią, to trenerzy mówią im żeby nie kiwali tylko podawali piłkę. To jedna z odpowiedzi na pytanie: dlaczego Polacy przegrywają.