Nic podobnego. Metropolita przemyski ma się doskonale i w weekend był w Nienadowej koło Przemyśla oraz Lublinie. Tam też mówił o pedofilii. I na dodatek otaczał go całkiem spory tłumek dziennikarzy z mikrofonami i kamerami.

Zapytacie Państwo dlaczego zatem nic nie było w serwisach informacyjnych. Dlaczego TVN24 przez pół dnia nie puszczała co chwila jakiejś wypowiedzi arcybiskupa Michalika – tak jak robiła to przez trzy dni od poprzedniej środy poczynając? Dlaczego dziennikarze dali w weekend spokój ks. Józefowi Klochowi, rzecznikowi episkopatu? Odpowiedź jest prozaiczna: tym razem z wypowiedzi arcybiskupa nie dało się wyłowić nic kontrowersyjnego. Na stwierdzeniu, że „pedofilia to wielkie zło, dziecko należy chronić", które wyszło z ust arcybiskupa w Lublinie nie da się przecież przez pół dnia pociągnąć programu. Na zdaniu z kazania w Nienadowej: „Kościół jest atakowany, bo jest niewygodny, a mówienie, że toleruje krzywdzenie dzieci jest wielkim kłamstwem", też raczej nie. A gdyby nawet to trzeba byłoby ostrożnie dobierać rozmówców i komentatorów.

Jedyne co można było podciągnąć pod kontrowersje z weekendowych wystąpień arcybiskupa to jego krytyka wczesnoszkolnego programu edukacji seksualnej. Ale o tym przecież hierarcha z Przemyśla mówi od dawna, więc po co zawracać głowę widzowi i czytelnikowi. Michalik stał się po prostu nudny.

Na marginesie tylko wspomnę, że informacje o pobycie arcybiskupa Michalika pojawiły się w internecie na kilku katolickich portalach. A wszędzie indziej cisza jak makiem zasiał.

To niestety jeden z dowodów na manipulacje jakich dopuszcza się – niestety coraz częściej – środowisko dziennikarskie w Polsce. O tej manipulacji pisałem tu przed kilkoma dniami. Tak jak się spodziewałem zalała mnie fala komentarzy, w większości krytycznych. Mimo wszystko twardo bronię swojego stanowiska, że zarówno w sprawie pedofilii, jak i in vitro mamy do czynienia ze świadomą grą opinią publiczną. Bo jak się raz opluło abpa Michalika, to głupio teraz przyznać mu rację. Proste.