Reklama

Jerzy Haszczyński: Amerykański płacz nad rozlewającym się mlekiem

Niewielu tak przemawia jak Barack Obama.

Aktualizacja: 25.04.2016 22:28 Publikacja: 25.04.2016 20:52

Jerzy Haszczyński: Amerykański płacz nad rozlewającym się mlekiem

Foto: AFP

Mogliśmy się o tym przekonać po raz kolejny, słuchając w poniedziałek jego wystąpienia w Hanowerze. Było wszystko, czego potrzeba: pięknie wypunktowane tezy, ukłony wobec gospodarzy (nie tylko Niemców, ale szerzej – Europejczyków), żarciki o piwie i kiełbaskach, troska o przyszłość Unii Europejskiej.

Troska jak najbardziej uzasadniona i ciekawie uzasadniona: rozpad zjednoczonej Europy jest zagrożeniem dla całego świata zachodniego. W ogóle dla świata, bo jak postęp, demokracja, liberalizm mają ogarniać cały glob, skoro przodująca dotychczas Europa wątpi sama w siebie?

Jest tylko jeden problem z tym przemówieniem: Barack Obama wygłosił je kilka miesięcy przed pożegnaniem z urzędem prezydenta Stanów Zjednoczonych i przeanalizował problemy Europy jak wytrawny politolog, zapominając jednak, że powstały lub pogłębiły się za jego dwóch kadencji. W czasie kiedy Ameryka pod jego wodzą Starym Kontynentem interesowała się umiarkowanie, wycofywała stąd militarnie, długo nie dostrzegała czy nie chciała dostrzegać odradzającego się rosyjskiego imperializmu. Koncentrowała się bowiem na Azji (z sukcesami) i Bliskim Wschodzie (bez sukcesów), wychodząc zapewne z założenia, że skupianie się na nas to strata czasu, bo życie europejskich sojuszników jest ustawione raz na zawsze, syte i bezpieczne.

Teraz prezydent USA już wie, że nic nie jest na zawsze, także w Europie. Dwa miesiące przed referendum w Wielkiej Brytanii, które może doprowadzić nie tylko do wyjścia tego ważnego kraju z UE, ale i zapoczątkować rozmontowywanie Wspólnoty, wzywa Europejczyków do jedności, a Brytyjczyków do głosowania przeciw Brexitowi.

Może nie jest to płacz nad rozlanym mlekiem, ale niewątpliwie nad rozlewającym się w coraz bardziej niekontrolowany sposób.

Reklama
Reklama

Pozostaje nadzieja, że magnetyzm Obamy pod koniec jego urzędowania jest jeszcze na tyle silny, by przebudzić niezdecydowanych Brytyjczyków do opowiedzenia się za Europą. Gorzej będzie, jeżeli okaże się, że na Wyspach więcej jest takich, którzy uznają, iż to nagłe proeuropejskie przebudzenie amerykańskiego prezydenta jest ingerencją w wewnętrzne sprawy Zjednoczonego Królestwa.

Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Spróbuj tylko, Polaku, leczyć się bez pieniędzy
Komentarze
Bogusław Chrabota: Karol Nawrocki, Thomas Rose i Chanuka w pałacu
Komentarze
Hubert Salik: Reformy w czasach politycznego spektaklu
Komentarze
Michał Płociński: Wszystkie strachy Donalda Tuska
Komentarze
Estera Flieger: Psy na łańcuchach, karawana jedzie dalej
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama