Nasze trzy wyglądają dość skromnie, ale nie czepiajmy się. Nie liczba goli była najważniejsza, a trzy punkty. Zwycięstwo było potrzebne nie tylko do utrzymania pierwszego miejsca i zachowanie przewagi nad konkurentami, ale do uspokojenia atmosfery. Dwa wrześniowe, nieudane mecze ze Słowenią i Austrią spowodowały nerwowość wśród kibiców, dziennikarzy, a nie ma chyba takiego piłkarza kadry i trenera, który też by się nie przejął.
Niewiele można napisać o meczu, w którym jedna drużyna miała zdecydowaną przewagę. Wojciech Szczęsny nie musiał bronić ani jednego strzału. Każdy mógł stać w polskiej bramce. Nie mieli dużo pracy obrońcy, swobodnie mogli rozgrywać piłkę pomocnicy, a Robert Lewandowski czekał. W dotychczasowych sześciu meczach eliminacji strzelił dwie bramki, w Rydze dołożył trzy. Ze 109 występami w reprezentacji i 60 zdobytymi bramkami jest absolutnym liderem obydwu klasyfikacji.
Kiedy zdobywa się szybkie prowadzenie, mając świadomość przewagi umiejętności nad przeciwnikiem, siłą rzeczy gra się z mniejszym zaangażowaniem i ryzykiem. Ewentualne błędy nie są w takich okolicznościach kosztowne. Jednak wypadałoby, aby właśnie w takim meczu pokazać na co kogo stać. Dobrze we wszystkich trzech jesiennych spotkaniach wypadł Grzegorz Krychowiak. Piotr Zieliński na tle takiego przeciwnika jak Łotysze powinien być pierwszą gwiazdą meczu. Nie był, nie pierwszy raz. Wciąż podkreślamy jego talent i wciąż czekamy na jego eksplozję.
Jerzy Brzęczek wystawił tym razem na lewą obroną Macieja Rybusa. Taka była wola wielu kibiców i dziennikarzy. Nie grał ani lepiej, ani gorzej od Bartosza Bereszyńskiego. Z prawej strony pomocy zobaczyliśmy lewonożnego Sebastiana Szymańskiego. Dobrze wypadł, z jego podania padła jedna bramka, jesteśmy zapewne świadkami jego początków gry w reprezentacji.
W sumie dobrze. Polacy zrobili co do nich należało. Pojedynek z Macedonią Północną (pokonała Słowenię 2:1) w niedzielę w Warszawie będzie trudniejszy. Ale wciąż siłą naszej reprezentacji jest Robert Lewandowski. On jest wybitny, reprezentacja średnia. Chuchajmy na Roberta, bo bez niego byłoby dużo trudniej.