Inflacja zbliżająca się do 6 proc. to jedno, z drugiej strony są już dwucyfrowe podwyżki cen w wielu podstawowych kategoriach – jak chleb, niektóre warzywa czy nabiał oraz mięso. W efekcie sieci handlowe stają wobec wyzwania, jak odróżnić się z ofertą na tle konkurencji i zachęcić klientów do wizyt jeszcze atrakcyjniejszymi cenami.
Jednym z głównych sposobów osiągnięcia tego celu są towary pod markami własnymi, które z racji prostszych opakowań i braku marketingu są wciąż sporo tańsze od odpowiedników pod znanymi markami. Obecnie, według światowego stowarzyszenia producentów PLMA, w Polsce w ujęciu ilościowym odpowiadają już one za ponad 30 proc. rynku produktów spożywczych i chemicznych, a wartościowo to niemal 20 proc. Najsilniejsza jest ich pozycja w przypadku produktów higienicznych, jak papier toaletowy, ale również makaronów czy innych produktów sypkich. Polska jest także fenomenem, ponieważ w przypadku rynku pieluch liderem jest także marka własna, co nie zdarza się na innych rynkach.
Pole do rozwoju
– Udziały takich produktów wciąż są mniejsze niż w krajach zachodnich, zatem przestrzeń do wzrostu zdecydowanie jest – mówi Agnieszka Górnicka, prezes Inquiry Research. – To ważny oręż sieci handlowych w walce na ceny. Klienci przyzwyczaili się już do ich wysokiej jakości, a dla tych, którym zależy wyłącznie na cenie, rozwiązaniem są pojawiające się w Polsce sklepy typu hard-dyskont – dodaje.
Czytaj więcej
Nie powinienem dziś pisać kolejnego felietonu o inflacji, bo pisałem o tym trzy tygodnie temu. I trzy miesiące temu. Ciekawe, że ostrzegałem przed tym ryzykiem także 19 miesięcy temu, na krótko przed wybuchem pandemii.